Nie wiem, czy macie podobnie, ale dla mnie (od dawna) istotą dobrej sesji wcale nie jest historia, która za nią stoi. Ba, historie zaczęły mnie nużyć i trochę irytować. To znaczy: miło jest pooglądać coś co ma swój początek i koniec, pokazuje między bawełną a jedwabiem coś więcej niż skrawek niebotycznie drogiego materiału. Z drugiej strony, jeśli śledzicie modę od dawna i kojarzycie niektóre kolekcje, zwyczajna sesja może nabrać zupełnie innego charakteru. To trochę tak, jakbyście pojawili się w dawno nieodwiedzanym muzeum. Kojarzycie styl i epokę obrazu, który podziwiacie, ale nie do końca pamiętacie kto stworzył to dzieło. Z ubraniami jest podobnie. Niektóre elementy kojarzycie z własnej szafy, ale wplecione w profesjonalną stylizację przywracają na myśl dawno nie widziane kolekcje. Szukacie w pamięci kto ją stworzył, gdzie po raz pierwszy wpadła Wam w oko, jak bardzo dawny trend jest obecny i świeży tu i teraz. Poniższą sesję, z australijskiego wydania magazynu Vogue, widziałam już kilka razy (pochodzi z numeru sierpniowego, można by rzec – archiwalnego). W Polsce przeszła niezauważona, na Pintereście wypłynie wraz z pierwszym śniegiem.
Na pierwszy rzut oka to zwyczajna sesja zdjęciowa dla magazynu: młodziutka (jakby lekko znudzona) modelka – debiutantka w trochę przydużych, niedbale założonych (czasem wręcz wciśniętych) ubraniach, wełniane skarpety i jedwabne sukienki, swetry, futerka, pognieciony płaszcz, skórzane rękawiczki. Nic specjalnego, a jednak przywołuje wspomnienia o kolekcji, którą Marc Jacobs stworzył w 2006 roku dla swojej własnej marki. W jego oczach nadchodząca zima jawiła się jako miks wełny, jedwabiu, koronek, tweedu, weluru i skór, zaakcentowanych cekinami. Materiały zarezerwowane na wieczór pojawiły się w wersji na co dzień, cekiny ozdobiły grube czapki,miękko opadające na ramiona, spódnice do kolan i sukienki, wszystko ułożone w najcieplejsze warstwy. Tegoroczna stylizacja jest jednak o wiele lżejsza, niż jej poprzedniczka sprzed 7 lat. To wszystko za sprawą kolorów i faktur: różu w wersji pastelowej i miękkich, wełnianych szarości przełamanych plamami ciemnej czerwieni. Zauważycie jeszcze dwa wspólne elementy, cichych, niedocenionych bohaterów każdej zimy – wełnianych skarpet i czapki. Te ostatnie urosną tej zimy do rozmiarów gigantycznego, wydłużonego kokonu skrywającego szczelnie rozwichrzone włosy. Zapowiada się ciepła zima, jak myślicie?
Wild Rose | Vogue Australia Sierpień 2013
Modelka: Holly Rose
Foto: Nicole Bentley
Stylizacja: Jillian Davidson
Włosy: Sophie Roberts
Make-Up: Victoria Baron
Foto via visual optimism
11 komentarzy
Fajną ma tą czapę ! 🙂
Piękna sesja, lubię, kiedy zdjęcia są takie subtelne, nie krzyczą. Mam nadzieję, że zima będzie na tyle ciepła, żeby nosić te jedwabie…a nie tylko wełny 😉
Oj, ja też, modlę się o lżejszą zimę 🙂
świetna sesja 🙂
sesja w ostatnim „Twoim Stylu” zerżnięta prawie w całości z tej …
Gdyby nie Ty, pewnie bym tego nie zauważyła. Dzięki za info, bo faktycznie mocno się inspirowali 🙁
Świetna sesja, cudowna kolorystyka 🙂 ale ta czapka to moim zdaniem przegięcie… nie przemawia do mnie nie troszkę… ale być może ja jestem głucha… ;p
Czapka jest konkretna, ale myślę, że przy mrozie -20 spełniłaby swoją rolę w 100% 🙂
Kojarzę te zdjęcia, piękne połączenie szarości z bladym różem i łączenie faktur bardzo zmysłowe.
bardzo mi się podoba w tej kolorystyce, choć pierwszy raz widzę u Ciebie 😉
No bo to faktycznie nie do końca moja bajka, ale przyjemnie się patrzy na te kolory 🙂