Ponad tydzień mija od polskiej premiery filmu Wielki Gatsby w reżyserii Baza Luhrmanna i do chwili obecnej nie wiem, co o nim myśleć. Jeśli szukacie relacji „zaraz po” zajrzyjcie na mój fanpage naFacebooku, gdzie dyskutowałam z autorką bloga filmowego Movielicious (tutaj przeczytacie jej fantastyczną recenzję). Tymczasem nie pozostaje mi nic innego jak przyznać, że Wielki Gatsby to film niejednoznaczny, porywający i nudnawy jednocześnie, chociaż każdy (jestem pewna) znajdzie tam coś dla siebie. Po wyjściu z kina myślałam o tym, że Luhrmann trochę sobie z nas zakpił, pokazał romantyczną historię i kukiełkowe postacie (mimo wszystko świetnie zagrane) na tle przerysowanej do granic możliwości Doliny Popiołów. Uraczył nas przepychem w stylu swojego oskarowego „Moulin Rogue”, dodając do niego jeszcze więcej lukru i świecidełek. Z przyjemnością jednak oglądało się postać Gatsby’ego graną przez (stworzonego do tej roli) Leonardo di Caprio i Carey Mulligan, która wcieliła się w rolę trochę infantylnej i głupiutkiej Daisy (swego czasu apogeum tych cech zaprezentowała Mia Farrow w adaptacji z 1974 roku).
Skoro więc nie jestem idealnym krytykiem filmowym, a najlepiej wychodzi mi dysputowanie o ubraniach, to właśnie kostiumy będą bohaterem dzisiejszej recenzji. Wróćmy więc na chwilę do lat ’20 zeszłego stulecia i zobaczmy jak wyglądała moda w tamtym okresie. Należy pamiętać również, że wszystko co wówczas wymyślono, nosi się do tej pory (z mniejszymi lub większymi modyfikacjami).
Lata 20-te to przede wszystkim dziesięciolecie zmian, swobodnego stylu i…wygody. Dzięki użyciu odpowiednich, naturalnych tkanin (bawełna i wełna) na porządku dziennym stało się noszenie tego samego ubrania przez cały dzień. Męski strój wieczorowy – staromodny i nadęty frak – zastąpił tuxedo (smoking), a włoscy projektanci obuwia (Salvatore Ferragamo) stworzyli pierwsze wzory damskich butów na wysokim obcasie. Typowa dama z lat 20-tych nosiła się jednak „na chłopięco”. Na takie wygląd pozwalała charakterystyczna sylwetka w kształcie litery H, która odpowiednio ukrywała biust i biodra. Dodatkowym atutem była obniżona talia, buty na płaskim obcasie i krótkie włosy (na „boba”). Strój codzienny nawiązywał do ubrań sportowych, ale kreacje wieczorowe były o wiele bardziej strojne. Mimo prostych i dość krótkich sukienek, na ubraniach królowały hafty, koraliki, pióra i frędzle. Na szyjach dam z wyższych sfer błyszczały perły, w rękach bogato zdobione torebki. Można więc powiedzieć, że to co zobaczyliśmy w filmie Wielki Gatsby było odzwierciedleniem ówczesnej rzeczywistości. Jednak nie do końca.
O ile o kostiumach męskich (stworzonych raz z marką Brooks Brothers, której pisał ostatnio MrVintage) mogę jedynie napisać, że były poprawne i zgodne z epoką, o tyle stroje damskie zaprojektowane przez Cathrine Martin i Muccię Pradę miały o wiele więcej niuansów, wręcz błędów. Te stroje nie są wierne faktom historycznym, ale z drugiej strony – któż się tym będzie przejmował? Kostiumy mają dawać ogólne wrażenie na temat danej epoki, a tutaj największym plusem są dodatki: małe kapelusiki z opuszczonym rondem, biżuteria (marki Tiffany), sukienki z frędzlami, futra, bogato zdobione torebki, buty z pióropuszami, kabaretki, pończochy stworzone specjalnie na potrzeby filmu, opaski i chusty.
Któż więc w tym przepychu, wśród tak żywych (przejaskrawionych) kolorów i o wiele bardziej dekoracyjnych sylwetek zauważy, że dekolt Myrte Wilson nawiązywał do lat 50-tych, a sportsmenka Jordan Baker nosiła ubrania z lat 30-tych (spodnie o kroju palazzo i czarną suknię divy filmowej na przyjęciu u Gatsby’ego)? Jeśli chcecie akuratności historycznej, to nie jest to film dla Was. Z drugiej jednak strony warto zauważyć, że kostiumy w filmie świetnie definiowały nie tylko przynależność społeczną, ale przede wszystkim charakter danej postaci. Stąd lawendowe sukienki, koronki i kimona u tradycyjnej i prostolinijnej Daisy i bogate stroje, wybiegające w przyszłość u sportsmenki Baker.
Nie mogłam sobie odmówić możliwości stworzenia kilku kolaży w stylu Wielkiego Gatsby’ego (poniżej tylko jeden, mój ulubiony). Nie tego z powieści, ale filmowego, bo film Luhrmanna pokazuje lata 20-te w XXI wieku, z feerią barw, w ekscentrycznym stylu, z przepychem, mieniący się blaskiem złota i srebra, wśród konfetti i szampana. Jednym przypadnie do gustu, inni uznają go za kiczowaty i śmieszny, ale nikt, jestem pewna, nie przejdzie koło niego obojętnie.
Sukienka – House of Fraser
Od lewej na dole: buty – Zara | książka z złotej oprawie – „Wielki Gatsby” F. Scott Fitzgerald
Wyżej: torebka – Amazon | szminka – Guerlain | perfumy – „Eau Sensuelle” Rochas
W górnym rejestrze: bransoletka – Accessorize | kolczyki – Olivia Button.
Foto: materiały dytrybutora | Polyvore
8 komentarzy
Świetny tekst! No i uroczy kolaż 🙂 Fajną recenzję z filmu widziałam też u Cinema Undressed, nie wiem, czy czytałaś? 🙂
Mi akurat to przerysowanie nie przeszkadza, mam wrażenie, że w tego typu filmach jest ono i usprawiedliwione, i może nawet trochę pomocne w odbiorze całości (bo przy takiej ilości bodźców czasem trzeba coś przejaskrawić, albo coś innego przemilczeć). Filmu nie widziałam, chciałam go obejrzeć, ale trochę odstrasza mnie to hollywoodzkie wow, wolę bardziej…intymny klimat filmów, o ile można o takim mówić. Ale chyba warto go zobaczyć i tak.. 🙂
Jeszcze nie dotarłam (wstyd!), ale muszę przeczytać recenzję u niej. Przerysowanie nie przeszkadza jeśli jest po coś. Tutaj miejscami bywało trudne w odbiorze. Z jednej strony rozumiem, że to wizja reżysera, z drugiej mam wrażenie, że twórca zapomniał, że po drugiej stronie ekranu siedzi zwykły człowiek. Film zobacz koniecznie, a o hollywoodzkim wow zapomnij, po prostu idź do kina i już 🙂
Jeszcze nie widziałam, ale nie oczekuję od kostiumów jakiejś wielkiej zgodności z epoką, ale uczty dla oczu w rodzaju „barokorokokoko” – w końcu po to są kostiumy, to nie jest film historyczny.
Zgadzam się, nie jest. Aczkolwiek już miałam okazję przeczytać kilka recenzji, że stroje nie takie, że przerysowane, że nieprawdziwe. To jest tylko film, do jasnej Anieli, adaptacja powieści nie podręcznika do historii 😉
Leonardo w różowym garniturze! Ten film musi się podobać;)
Hłe hłe, różowy garniak bardzo na tak.
Nie jestem tak biegła, jak Ty w dopasowywaniu elementów, czy wręcz detali garderoby do epoki, dlatego z przyjemnością poczytałam, co udało Ci się wypunktować u twórczyń kostiumów 🙂
Zgodzę się też, że tutaj o wiele większą rolę (niż akuratność historyczna) odgrywa znaczenie kostiumów dla budowania postaci!
PS. i bardzo, bardzo dziękuję za uznanie i komplementy!
pozdrawiam ciepło
Cała przyjemność po mojej stronie. Mam jeszcze zaległy komentarz u Ciebie, ale nadrobię, tylko muszę strawić ten film jak należy 🙂