Szaruga jesienna i zima nie jest wcale taka zła. O ile nie zapomni się o odkręceniu kaloryferów. Zawsze można poratować się kubkiem gorącej herbaty z imbirem, albo skarpetkami z polarem w środku. Jedak nic nie daje takiej radości jak miękki, ciepły koc, w którym można zatopić się i zapomnieć o tym, co dzieje się za oknem. Bo koc towarzyszy nam, a przynajmniej mi towarzyszył, od pierwszych dni życia. Mama opatulała mnie w mały niebiesko – biały pledzik, który miał chronić mnie przez mroźnym, lutowym powietrzem i już mi tak zostało. Do dziś mieszkanie bez koca wydaje mi się czymś dziwnym i nienaturalnym. Dlatego zawsze mam ich kilka pod ręką. Jeden, ulubiony dla mnie i kilka dla gości, o ile o taki poproszą.
Czasami, kiedy całymi dniami internet bombarduje Was czymś pięknym i unikalnym, kiedy oglądacie mnóstwo zdjęć, które zachwycają na chwilę, ciężko zatrzymać wzrok na czymś naprawdę wyjątkowym i wartościowym. Tym razem było inaczej, bo jak zwykle z pomocą przybył niezastąpiony Pinterest. I to dokładnie wtedy, kiedy wraz z nastaniem jesieni, znów zapragnęłam zaopatrzyć się w nowy koc. W taki sposób, kilka dni temu, odkryłam projekty Holenderki – Nienke Hoogvliet. Cudowne koce, z zabójczymi cenami (od 250 do 750Euro), ale naprawdę warto o nich pomarzyć.
Na pierwszy rzut oka koce z kolekcji “Hide”(Ukryj) przypominają miłe, połączone z moherem kocyki, które można narzucić na siebie, albo przykryć właśnie pościelone łóżko. Projektantka widzi je jednak zupełnie inaczej – jako metaforę ochrony, a głębiej – skóry człowiek lub słonia. Różowy koc symbolizuje kruchość (jak kruchy jest człowiek), a szary – bezpieczeństwo, które można przypisać szorstkiej i grubej skórze słonia. Aby dopełnić tego ekologicznego charakteru projektów, Hoogvliet korzysta z naturalnych materiałów: lnu, bawełny i wcześniej wspomnianego moheru. W szarym kocu dodatkowo wykorzystała wypełnienie z włóczki, aby nadać mu charakterystyczną formę i grubość. Same koce po wypleceniu są wykańczane za pomocą parowego żelazka, które zespala wypełnienie z włóczki i szycie z jedwabnych nici. Prawdziwy majstersztyk. Który podoba się Wam najbardziej: pudrowy róż czy szary?
Foto: Avenue
10 komentarzy
Rzeczywiście, dla mnie dom bez koca to też coś niewyobrażalnego.
Również pamiętam swój pierwszy kocyk, w biało-różową kratkę, myślę, że gdzieś on u nas ciągle jest, możliwe, że na strychu…
Dziś na wiele by mi się oczywiście nie zdorącej herbaty czy cappuccino i ał, ale zawsze to jakaś pamiątka po dzieciństwie.
Teraz też lubię się otulić kocem, z kubkiem gorącej herbaty czy cappuccino i czytać ulubione książki. Szkoda, że tak rzadko mogę sobie na to pozwolić.
Daria, pięknie dziękuję za ten komentarz. Dokładnie myślę tak samo, że otulenie się kocem + kubek gorącej herbaty + ulubiona książka to coś, co można celebrować cały czas i nigdy się to nie znudzi 🙂
Najdroższy sposób na spędzanie długich zimowych wieczorów :). Ale przepiękny, trzeba przyznać…
Ładne i delikatne. Chociaż są drogie to wcale mocno nie wyróżniają się z tłumu – chociaż jak każda kobieta chciałabym się nim otulić 🙂
Cena mnie osobiście bardzo zaskoczyła, ale już film pod postem potwierdza, że płacimy za najwyższą jakość, wykonanie, pomysł. No i tak, sama chętnie bym się nim otuliła 🙂
Przepiękne! Aż chce się pod nie schować, a tu można tylko…wydrukować zdjęcie 😉 Ja ze względów praktycznych postawiłam na akryl (poprzedni, wełniany koc niestety okropnie kłaczył i szybko się zniszczył) w kolorze myszońskiej szarości 🙂 Ale taki pudrowy róż…do tego herbatka i blogi – idealnie!
Cena faktycznie wydaje się zaiste zabójcza, ale czymże jest cena jeśli chcemy zadbać o ukochaną osobę:) ?
Prawda? Też o tym pomyślałam. No i widać, że dziewczyna ma talent, a koce wydają się super miłe 🙂
Piękne <3
Myślę, że to jednej z ładniejszych koców jakie widziałam. 🙂