Są takie filmy w historii kina, obok których nie sposób przejść obojętnie. Raz obejrzane, zostają jakimś dziwnym trafem w naszej świadomości. Łatwo przywołujemy obrazy, klimat, czasem pod nosem nucimy melodię – motyw przewodni, który towarzyszył bohaterom. „Piknik pod Wiszącą Skałą” Petera Weir’a (reżysera między innymi takich obrazów jak „Truman Show” czy „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”) to chyba jeden z tych filmów, które po prostu trzeba zobaczyć. Arcydzieło australijskiej kinematografii o niezwykłym uroku i zagadce, która porwała miliony widzów na całym świecie. Dziś przenoszę blog w zupełnie inną epokę, a na koniec pokażę Wam, że tajemnicza historia spod Wiszącej Skały ma też swoją współczesną kontynuację, w pewnej sesji dla magazynu Vogue.
Scenariusz filmu powstał na motywach powieści Joan Lindsay, a ta na niejako prawdziwych wydarzeniach z przełomu wieków. W upalny(!) dzień Świętego Walentego 1900 roku grono uczennic z elitarnej prywatnej szkoły dla bogatych dziewcząt w Woodend, w stanie Wiktoria w Australii, w towarzystwie nauczycielek wybiera się pod Wiszącą Skałę. Popularny cel wycieczek staje się dla nich miejscem tragedii. Trzy uczennice i nauczycielka wspinają się na skałę i znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Po kilku dniach jedna z uczennic, wycieńczona i rozhisteryzowana, zostaje odnaleziona, ale nie pamięta co się stało. Pozostałe pozostaną nieodnalezione.
Ta niewiadoma, tajemnica ukryta w historii spod Wiszącej Skały stała się wręcz kultowa. Film pociąga swoją metafizyczną, senną atmosferą, niepokojem, sugestywnymi zdjęciami, piękną muzyką (sprawia to zaczarowany flet rumuńskiego muzyka Gheorghe Zamfira). A miłośników strojów z epoki uraczy równie niezapomnianymi obrazami.
Bohaterki filmów reprezentują typowe dla epoki stroje. Od początku XX wieku do rozpoczęcia I wojny światowej kobieca sylwetka uległa pewnym uproszczeniom, których początki można było zauważyć pod koniec wieku XIX. Zniknęła słynna sztywna tiurniura o ostrym zarysie (to ten sterczący „kuperek”, który potrafił wystawać nawet pod kątem prostym od talii), ale wiązanie gorsetu pozostało (uczennice również go noszą), który wysmuklał i wymuszał wyprostowaną sylwetkę. Uczennice, dla mocniejszego podkreślenia talii, nosiły również paski. Widać jedak, że ubrania stały się zdecydowanie praktyczniejsze i lżejsze. Nie pozbawiono ich typowych ozdób: wstążek i koronek, falbanek i fałd. Spódnice uczennic były krótkie, co pozwalało na odsłonięcie bucików za kostkę z obcasem „ludwikowskim”. Strój dzienny był prosty (jedynie strój właścicielki pensji, pani Appleyard, nawiązywał do trącącej myszką mody sprzed 15 – 20 lat), zaakcentowany słomkowym kapeluszem przepasanym wstążką i przybranym z tyłu kwiatami.
Film „Piknik pod Wiszącą Skałą” to dla mnie kwintesencja magii kina. Ta nierozwiązana zagadka, atmosfera tajemniczości i czegoś nieodgadnionego musiała zachwycić też innych. Motyw zagubionych dziewcząt pośród skalnego krajobrazu wielokrotnie pojawiał się w sesjach w magazynach mody, m.in. w zdjęciach kontrowersyjnego Davida Hamiltona i romantycznych ujęciach Deborah Tuberville. Tym razem jednak w australijskiej (a jakże!) edycji magazynu Vogue pojawiła się sesja, która odtwarza historię spod Wiszącej Skały. Wśród ujęć odnajdziecie identyczne sceny, które znalazły się w filmie. Stylizacje są wprost wyjęte z „Pikniku”: wiązanie gorsetów, Miranda badająca rośliny przez szkło powiększające, zdjęte pończochy i buty przywiązane za sznurówki do paska w talii. Sesja w pełni oddaje atmosferę filmu, chociaż nie jest ona tak ciężka i zmysłowa jednocześnie. Współczesny piknik jest pełen seksownych koronek, ażurowych wstawek, zwiewnych sukienek, odkrytych dekoltów i ramion. Zresztą, przekonajcie się sami.
Lost In Time
Vogue Australia Marzec 2015
Foto: Will Davidson
Stylizacja: Christine Centenera
Włosy: Sophie Roberts
Make-up: Kellie Stratton
Modelki: Teresa Palmer & Phoebe Tonkin
4 komentarze
TA sesja zdjęciowa jest przepiękna!
Też tak myślę 🙂
Bardzo lubię ten film, dziękuję za przypomnienie : )
Ależ bardzo proszę 🙂 Już od dawna miałam ochotę, żeby go obejrzeć i akurat ta sesja mi o nim przypomniała.