Inspiracja do tego postu narodziła się zupełnie niespodziewanie i obawiam się, że nie dla wszystkich mój tok rozumowania okaże się oczywisty. Być może będzie zbyt zawiły i pokręcony, ale wyobraźcie sobie, że wszystko zaczęło się od obrazu, który ponad półtora roku temu, szczęśliwie odnaleziony i zrekonstruowany, powrócił do Muzeum Narodowego w Warszawie. Obraz zaginął podczas II wojny światowej i przedstawiał ubogą handlarkę z warszawskiego Powiśla, tzw. Pomarańczarkę.
Cóż to więc za obraz i co przedstawia? Na pierwszym planie widzimy starszą kobietę patrzącą na nas zmęczonym i smutnym wzrokiem. Ma ubogie ubranie, na głowie czepiec uwydatniający prosty przedziałek na rudych(?) włosach, na ramionach przerzuconą ciemnoczerwoną chustę. Na rękach przewieszone dwa kosze, w rękach robótkę ręczną, druty. W tle widać dachy warszawskich domów i słynne wieże kościoła św. Krzyża. Nie byłoby w tym obrazie nic niezwykłego, gdyby nie kontrastowa zawartość koszyka: soczyste pomarańcze, tak bardzo niepasujące do brunatnych ubrań kobiety i mglistej Warszawy za jej plecami. Autor – Aleksander Gierymski – uwiecznił przekupkę w latach 80′ XIX wieku. Obrazu, mimo swojego porywczego charakteru i częstego niezadowolenia z efektów końcowych, szczęśliwie dla nas nie zniszczył. Historia jednak nie obeszła się z nim najłaskawiej.
Na chwilę przed i podczas II wojny światowej profesor Stanisław Lorentz, dyrektor Muzeum Narodowego w Warszawie, prowadził podczas powstania warszawskiego kronikę. Zapis z 9 października 1944 roku (chwilę przed zakończenie Powstania) dotyczy grabieży dokonanej przez Obersturmführera Arnhardta (m.in. skrzyń z malarstwem polskim i obrazów „dużego formatu” przechowywanych luzem). Nie ma tam informacji ani o Pomarańczarce, ani o skrzyni „MP 11”, ale właśnie ten dzień można uznać za dzień zaginięcia obrazu. Zaraz po wojnie obraz wpisano na listę strat wojennych. Specjalny departament Ministerstwa Kultury i Sztuki, mimo licznych starań, nie zdołał odnaleźć Pomarańczarki. Nie zdołał…aż do roku 2011, kiedy dzieło Gierymskiego pojawiło się na jednej z aukcji w niewielkim domu aukcyjnym w Niemczech. Cena wywoławcza – śmieszna – niespełna 4.5 tys. Euro. Przyznacie, że jak na arcydzieło rodzimego malarstwa to cena nieco zaniżona.
Czemu piszę o tym obrazie? Powody są niezwykle proste. Pierwszy to zbliżająca się duża wystawa monograficzna artysty w Muzeum Narodowym (startuje 20 marca, więcej informacji znajdziecie tutaj, warto się na nią wybrać), druga – jeden z kolorów sezonu – pomarańczowy właśnie. Mam do niego ogromną słabość. To jedna z tych barw, która napawa mnie niebywałym optymizmem. Dla osoby, która na co dzień nosi się głównie w bieli, czerni i szarościach to dość odważny kolor. Czasem jednak warto zaryzykować. Uwielbiam go w każdej postaci: na ubraniach, dodatkach, torebkach i w makijażu. O tym ostatnim napiszę niebawem, tymczasem zostawiam Was z 5 ulubieńcami nadchodzącego sezonu (plus jednym cytatem godnym zapamiętania) w kolorze przypominającym mi o gorących Włoszech, pierwszej opaleniźnie i obrazie Gierymskiego.
1. Pomarańczowe usta – matowe i błyszczące, blade i soczyste, delikatnie odróżniające się od reszty makijażu i konkurujące z ognistą czerwienią. Można o nich pisać peany, próbować wszystkich odcieni i wciąż czuć, że nie odkryło się tego koloru do końca. A to przecież nic innego jak zwykła pomarańczowa szminka. Efekt jednak potrafi zaskoczyć niejednego. Warto się skusić.
2. Pomarańczowy lakier do paznokci – ten od Diora nosi wyjątkowo wakacyjną nazwę: ALOHA. I jak tu nie myśleć o wakacjach, piasku przesypującym się przez palce i szumie fal?
3. Pomarańczowe szpilki – będą idealnie komponowały się ze… skuterem i z ubraniami w jasnych barwach. Do kolorów bazowych (biel, czerń, szarości) to dodatek idealny. I wcale nie taki oczywisty, prawda?
4. Pomarańczowe ubrania – wiosną i latem nosimy je w wersji totalnej, od stóp do głów. Moja ulubiona – z kolekcji Hermes – jest nieco przygaszona, zestawiona z jasno – brązową torbą i srebrnymi koturnami wiązanymi na kostce. Pomarańcz pojawiły się też w kolekcjach takich marek jak Max Mara, Fendi, Prada, DKNY i Emilio Pucci.
5. Pomarańczowa torebka – jak szaleć to szaleć. Idealny dla mnie to kultowy model Candy włoskiej marki Furla. Do odważnych świat należy! A torebka świetnie dopasuje się do szarych ubrań.
6. Cytaty na pomarańczowo – Frank Sinatra wiedział co mówi. Warto zapamiętać.
Foto: Obraz | kolaż: Mój Pinterest
P.s. Korzystałam z bloga Konserwatorów Muzeum Narodowego w Warszawie, bloga Historie Sztuk i z informacji prasowych MKiDN.
6 komentarzy
Jestem wielką miłośniczką malarstwa i zaskakujących skojarzeń, więc Twój wstęp bardzo mi się podoba 🙂
A co do pomarańczy w garderobie, to jakoś na razie go brak u mnie… pewnie czas najwyższy to zmienić, bo jest to mega pozytywny kolor 🙂
Spokojnie, będzie jeszcze czas na pomarańcz w garderobie. U mnie ochota na ten kolor wzrasta wprost proporcjonalnie do wzrostu temperatury za oknem, więc mamy na to jeszcze trochę czasu 😉
Pomarańczowy – moje pierwsze skojarzenie z tym kolorem to „Aga” 🙂 i matowy Wibo!
HAHAHAH, dokładnie tak! Kurczę, zamiast Diora powinnam wstawić Wibo w kolażu…następnym razem się poprawię, obiecuję 🙂
Bardzo mi się podoba Twój pomarańczowy-optymistyczny wpis. A szczególnie ciekawy wstęp w postaci Pomarańczarki Gierymskiego. Brawo! Aż ma się ochotę na więcej pomarańczy (i nie myślę tu tylko o owocach:)) Pozdrawiam:)
Cześć Kasiu, dzięki za komentarz i cieszę się, że post się spodobał. Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć: „Do zobaczenia na wystawie” 🙂 Ja już nie mogę się doczekać Pomarańczarki!