40 square meters

Mam słabość do małych mieszkań, o czym pisałam już kilkakrotnie we wcześniejszych postach dotyczących wnętrz. Właściwie nie wiem z czego to wynika. Być może wydają mi się być bardziej przytulne niż wielkie i surowe, zimne apartamenty o niebotycznym metrażu. Na pewno są trudniejsze do zaaranżowania, wymagające, trochę nieznośne. Oczekują od właściciela wprawnej ręki, która go nie zagraci, nie zmieni w ponurą klitkę, nada charakteru i spójności. Szwedzi są w tym mistrzami, aż do przesady. Niniejsze mieszkanie to wynik takiego idealnego połączenia koloru, mebli i przestrzeni, która okazała się dość trudna do zaadoptowania. Sypialnia niestety pozostała ciemna, rozjaśniona przez niewielkie światełka i jasną tapetę o oryginalnym, leśnym wzorze. Kuchnia jest ogromna, jasna i prosta. W salonie urządzono nie rzucający się w oczy kącik do pracy. Wszystko gra tutaj jak w najlepszym, szwajcarskim zegarku. Zakładam, że większość z Was dodała by jakiś dodatkowy kolor, ale skandynawska biel nie kojarzy się tutaj wcale ze szpitalną nudą. Ot, ciekawe, małe wnętrze. I jakie przytulne!