Pamiętam recenzję kolekcji Rafa Simonsa dla Jil Sander napisaną przez Tima Blanksa z portalu Style.com. Była to krótka, ale treściwa notka o tym, w jaki sposób Simons sprawił, że dziennikarz przez 15 minut siedział jak zahipnotyzowany i kontemplował pojawiające się na wybiegu sylwetki. Spowodował to głównie „minimalizm w wersji maksymalnej” – jak określił go Blanks. Twór, który doprowadził projektanta do stworzenia z kolekcji „na co dzień”, ubrania na czerwony dywan. Ewenement.
Porównanie do Jil Sander pojawia się tu nie bez przyczyny. Mam bowiem tę paskudną przypadłość tropiciela, ukrytego Sherlock’a i niespełnionego autora powieści kryminalnych, że w oka mgnieniu, z najgłębszych czeluści pamięci wygrzebię nawiązania, podobieństwa i – być może – ukryte, nieoczywiste inspiracje autora. Nie ma w tym nic zdrożnego, jeśli kolekcja broni się a nawiązania to kurtuazyjny ukłon w stronę zagranicznego kolegi. Tak jest w przypadku Kality, doszukiwanie się podobieństw wychodzi kolekcji na dobre.
Zostawmy jednak podobieństw (sami je zauważycie, więc nie będę się nad nimi rozwodzić), pora na to co w kolekcji ciekawe i autorskie. Ubrania na sezon wczesnojesienny mają to do siebie, że są mniej wymagające niż te z kolekcji wczesnowiosennych. Temperatury pozwalają jeszcze na odkryte nogi, lekkie kurtki i energetyczne, jaśniejsze kolory. Mamy wiec piankowe koszulki bliskie sercu niejednej sportsmenki, narzutki i kurtki z elementami siatki, spódnice przed kostkę z dopasowaną górą, prowokujące prześwity, odkryte brzuchy, grochy, dziewczęce, wręcz szkolne kołnierzyki i skórzane elementy. W końcu – kolory, a własciwie jeden kolor wiodący w tej kolekcji: pomarańcz (inspirowany malarstwem Marka Rothko), przeplatający się z bielą i czernią. Do koloru pomarańczowego (który raz to piszę?) mam ogromną słabość. Nie jest to łatwa barwa, nie pasuje każdemu, nie łatwo ją okiełznać, ale kiedy w końcu się uda, prezentuje się równie szlachetnie co klasyczna czerń czy biel. U Kality przeplata się intuicyjnie, raz za razem na sukienkach, spódnicach, na paskach i koszulach, na butach i okularach. W końcu torebkach, dużych kopertówkach. Te ostatnie spodobają się nie jednej zakupoholiczce.
Oglądając zdjęcia z pokazu, nie sposób zapomnieć o tym co Lidia Kalita robiła dla SIMPLE od przeszło 20 lat. Mimo głosów, że porzuciła całkiem poprzednią stylistykę wydaje mi się, że jest jej wierniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Dziewczęcość kolekcji, zamiłowanie do mocnych barw, konsekwencja i spójność to wszystko co zobaczycie na zdjęciach, a potem – mam nadzieję w butku projektantki w warszawskim Klifie. Warto dotknąć, przymierzyć i przekonać się, gdzie drzemie siła tej kolekcji. Na wybiegu, a już na pewno nie na zdjęciach, nie tak łatwo dostrzec najważniejsze szczegóły.
Foto: materiały prasowe projektantki | Lidia Kalita
No Comments