O ile miłość do szerokich spodni przyszła mi z łatwością, o tyle ta do długich spódnic (modnych również ostatniego lata) czaiła się i dobijała do mojej modowej świadomości zupełnie bezskutecznie. Maxi dresses podobają mi się u kogoś, w szczególności u szczupłych i długonogich modelek. W momencie kiedy dana stylizacja, oczami wyobraźni, przechodzi na moją szanowną osobę nie jest już tak różowo jak wcześniej. I tak byłoby jeszcze przez następny sezon gdyby nie poniższa sesja z Larą Stone w obiektywie słynnego duo Inez van Lamsweerde & Vinoodh Matadin. Patrząc na te kolorowe sukienki unoszące się w raz z każdym ruchem modelki i powiewem wiatru cóż innego pozostaje mi powiedzieć jak nie to, że po prostu zaczarowały mnie? Może jednak skuszę się na coś zwiewnego w długości maxi tej wiosny?
Właściwie żadne inne słowo nie przychodzi mi na myśl, kiedy patrzę na te zdjęcia. Ten pofabryczny loft z 1800 roku należy do fotografa Roba Brinsona i jego żony, stylistki Jill Sharp Brinson. Mieszkali tu przez sześć lat, teraz wykorzystują to poddasze jako pomieszczenia gościnne. Początkowo mieściła się tu sypialnia, ale obecność 1000 szyb zdecydowanie przeszkadzało w dłuższym odpoczynku. Wnętrze jest bardzo jasne, urządzone w minimalistycznym stylu. Przeważa biel, beż, szarości i brązy. Większość mebli (w tym krzesła z 1950 roku) to pamiątka rodzinna, należały jeszcze do matki właściciela. Brązowa sofa natomiast to prezent od Jill dla Roba. Niesamowite wrażenie robią stare zlewozmywaki, połączenie cegieł z metalowymi elementami czy kącik wypoczynkowy z kolekcją elementów żelaznych. A jak Wam podoba się to wnętrze? Niektórzy mogą zarzucać mu zbytnią surowość, ale według mnie jako miejsce do pracy nadawałoby się idealnie.
Ten post u Harel, opisujący nietuzinkowe wykorzystanie w modzie czegoś, co teoretycznie jest od niej bardzo odległe, przypomniał mi pewną projektantkę biżuterii, która do swoich prac wykorzystuje fragmenty lalek. Dla jednych wygląda to makabrycznie, dla innych ekscentryczność i kreatywność artystki nie ma żadnego znaczenia. Wisiorek i kolczyki z plastikowych rąk, naszyjniki z fragmentami ust zatopionymi w srebrze, broszka z pupami (!), pierścionek z głową Kena, pierścionek ze szpileczkami Barbie, bransoletka z różnorodnymi fragmentami ulubionej lalki dzieciństwa – wszystko to znajdziecie w najnowszej kolekcji amerykanki Margaux Lange. Jej biżuteria to kolejne potwierdzenie na to, że z niczego bardzo łatwo zrobić COŚ.Wystarczą tylko chęci i niebanalny pomysł.
Za co najbardziej lubię Fashion Week? Za to co dzieje się nie na pokazach, ale przede wszystkim za niesamowicie inspirujące zdjęcia z ulic Nowego Jorku, Londynu, Mediolanu czy Paryża. Tym razem coś czego nie odmówi sobie żadna kobieta: torebka. Kiedyś kolekcjonowałam je z wielką przyjemnością, ostatnio zadowalam się dwoma – mniejszą i większą, i jak na razie nie zapowiada się na jakiekolwiek zmiany w tym temacie. Poniżej kilka wybranych perełek. Przeważają maleństwa do ręki, nieznośnie niewygodne, jak na mój gust, dlatego w moim zestawieniu położyłam nacisk na to co większe, bardziej pakowne, ewentualnie średnie i na dłuższym pasku. Zawsze można obwiązać go wokół ręki a z torebki zrobić modną kopertówkę.
Foto: STREETFSN