No to jesień – chciałoby się powiedzieć wyglądając przez okno. Może jeszcze liście nie zżółkły, nie zaczerwieniły się od braku słońca i krótkich dni, a jednak już coś czuć w powietrzu. Jest inaczej. Marzy mi się ciepły płaszcz i wełniana sukienka, prosty szal w kratkę i lekkie skórzane rękawiczki. Na razie sezon zainicjowałam wrzuceniem na siebie skórzanej kurtki i założeniem rajstop do…letniej spódnicy. Chociaż kuszą już rozciągnięte swetry, botki i kozaki za kolano, płaszczyk w kratkę. Nowy sezon jest zawsze ekscytujący. Niby niewiele zmieniam w swoim stylu, noszę to co lubię najbardziej, jednak pojawiają się nowe faktury i wzory. Nieśmiertelna pozostaje tylko czerń, z którą nie potrafię się rozstać.
W jesieni fajne jest to, że można zakładać te same ubrania co sezon. Co sezon jest miękko, bo wracają do łask dzianiny. Co sezon dominuje podobna kolorystyka: zgniłe zielenie, bordo, granat, czerń, gdzieniegdzie kolory spadających z drzew liści. W tym roku dołączył do nich motyw niezwykły, bo zdecydowanie wiosenny: kwiaty. Nie ważne czy duże, czy małe. Pojawiają się na tkaninach niczym antyczne horror vacui. Zapełniają całą powierzchnię, a nawet jeśli tego nie robią i tak grają pierwsze skrzypce wybite przez neutralne tło. Pięknie prezentują się w sesji we włoskim wydaniu Marie Claire. Marlena Szoka zabiera nas do zaczarowanego ogrodu z angielskiej prowincji. Nie zabrakło pepitki, lśniących dodatków, kwiatów i pikniku na trawie. Jest sielsko, chociaż trochę przytłaczająco. Styl retro pięknie prezentuje się w kolorowych magazynach, na żywo jest – dla mnie – już zdecydowanie trudniejszy do zaakceptowania. Ta otoczka tajemniczości rozmywa się, chociaż nie ginie w tłumie. Jesienią obroni się w dodatkach i jeśli do tej pory omijałyście go z daleka, tej jesieni spójrzcie na niego przychylniejszym okiem.