Moda

Być jak Jane Eyre.

10/14/2013
W większości książek poruszających tematykę mody znaleźć można rozdział lub chociażby wzmiankę na temat inspiracji, które pchają projektantów do tworzenia takich a nie innych kolekcji. Wśród nich na pierwszym miejscu zdaje się plasować szeroko pojęta sztuka. Jednych oczarowują obrazy, innych architektura i wszystko co z nią związane, jeszcze innych grafika użytkowa, dekoracja wnętrz. Modzie do sztuki najbliżej, może dlatego, że obydwie operują podobnym językiem. Dzieli je przeznaczenie, chociaż patrząc na niektóre wymyślne i nie nadające się do noszenia ubrania zaprojektowane przez samozwańczych dizajnerów, zaczynam się zastanawiać czy niektórzy nie posunęli się za daleko w swoich artystycznych inspiracjach.
Na kolejnym miejscu zdaje się plasować film (przez niektórych uważany za „najważniejszą ze sztuk”). To trochę tak, jakby powielać to co już w modzie znane i okiełznane, rzadko kiedy szokuje, raczej utwierdza w przekonaniu, że to już było i potrafi wrócić w odmienionej wersji.
W końcu trzecia inspiracja – literatura*. Zastanawiam się, kiedy ostatnio widziałam kolekcję lub sesję, która tak pięknie oddawałby atmosferę książki i nawiązywała do strojów z epoki, a jednocześnie przemycała wszystko to co współczesne i dobrze znane. Od razu nadmienię – ta sesja nie koniecznie od razu Wam się podoba, ja też patrzę na nią z lekkim zdziwieniem i zaskoczeniem. Przyzwyczajona do czerpania dosłownych inspiracji, tutaj widzę zadziwiająco spójny misz-masz. Marco d’Amico sfotografował dla magazynu Vogue Italia współczesną Jane Eyre, bohaterkę powieści Charlotte Brontë. Jane wystylizowana przez Marca Grisolię daleka jest od osieroconej, wycofanej dziewczyny z książki. Pierwsze co uderza to skromna, ale strojna aparycja, skąpana w jedwabiach i żorżetach, które wyszły m.in. spod igły marki Giles. Wśród kropek, pasków i abstrakcyjnych wzorów znalazło się miejsce dla neonowych dodatków i równie soczystego makijażu. Zachwycają pomarańczowe usta (moje ulubione ostatnio), intensywny róż okularów, żółte elementy na torebce, morska marynarka.
O bohaterce książki przypomina tylko stylowe upięcie, porcelanowa cera, spokojny wyraz twarzy modelki. Czasem mam wrażenie jakby zmieniała się w postać z niderlandzkiego obrazu (ostatnie zdjęcie): majestatyczna, zimna, niedostępna. Moda potrafi się najpiękniej inspirować, zresztą zerknijcie sami.
Foto: Marco D’Amico
Stylista: Marco Grisolia 
Make-up & włosy: Antonio Ciaramella
Paznokcie: Sandra Campos
Modelka: Margarita Babina
*Ilu projektantów, tyle inspiracji. Z chęci nakreślenia tematu autorka pozostawia sobie możliwość rozwinięcia go w niedalekiej przyszłości i skupia się tylko na trzech wybranych.   
 
Foto: Fashionising
Moda

Hermès A/W 2013/14

09/24/2013
Mariacarla Boscono nigdy nie należała do moich ulubionych modelek. W ogóle Włoszki na wybiegach rzadko kiedy wpadają mi w oko. Zakładam, że to wina ich opalonej cery, ciemnej oprawy oczu i świadomości, że mieszkanka Półwyspu Apenińskiego powinna być kobietą z krwi i kości, z pięknie zarysowaną talią, dużymi biodrami, burzą loków .Współczesne Włoszki są jednak nieco inne. Mimo wszystko przeważa model wysokiej, dobrze zbudowanej dziewczyny w dżinsach i skórzanej kurtce, z wyprostowanymi włosami, na obcasie 12 cm (który Włosi nazywają „tacco dodici”). Są też zupełne przeciwieństwa, które po okresie studiów dążą jednak do dobrze ubranego i zadbanego ideału. Najpiękniej Włoszki wyglądają po 35 roku życia, świadome swojego ciała, z określonym stylem i w miarę zasobnym portfelem.
Maria Carla jest jak na włoskie standardy dość osobliwym przypadkiem. Jej pochodzenie zdradzają chyba tylko kruczoczarne włosy i dość mocne, ciemne rysy, typowe dla obywateli południowej Europy. Trzeba jej jednak przyznać jedno: od 1997 roku regularnie pojawia się na wybiegach, w kolorowych magazynach, na okładkach takich tytułów jak Vogue, Harper’s Bazaar, Marie Clair, Elle, w kampaniach Diora, Givenchy i Alberta Feretti. Jej kariera zdaje się nie mieć końca. Teraz pojawiła się w najnowszym katalogu marki Hermès, dla której wystąpiła kilka lat temu w mojej ulubionej kampanii z jakiem w tle (pamiętacie to zdjęcie?). To już nie ta sama dziewczęca Boscono, która siłowała się z wysokogórskim zwierzęciem objuczonym skórzanymi torbami. Katalog ma w sobie coś z surowego i minimalistycznego klimatu COS’a: proste, nieskomplikowane pozy, szlachetne materiały zatrzymane w kadrze na nieruchomej modelce, kontrastujące (tylko pozornie) widoki ośnieżonych gór. Wszystko to układa się w jakąś szlachetną i wysublimowaną całość. Nic, tylko się zachwycać i inspirować. Jak Wam się podoba?
Foto: The Fashionography
Moda

Jej styl: Giorgia Tordini

09/17/2013
Mama jednego z moich włoskich przyjaciół zawsze chętnie dzieliła się ze mną swoimi przemyśleniami na temat mody. Ponoć wyczucia stylu i smaku nauczyła ją ciotka i babcia. Były jej przewodniczkami wśród tkanin, kolorów i fasonów. Faktycznie miała niesamowite wyczucie barw, ubierając się prosto i schludnie zawsze zachwycała jakimś dodatkiem, elementem, który wybijał się idealnie ze stonowanego tła. Podobnie o swoich (babcinych) inspiracjach mówi w wywiadach włoska projektantka Giorgia Tordini – moja ostatnia inspiracja z… Pinteresta. 

Studiowała w Mediolańskim Instytucie Designu, po studiach wyjechała do Nowego Jorku, gdzie pracowała jako freelancer. Po powrocie do rodzinnych Włoch związała się z dwoma markami i przygotowała dla nich kolekcje płaszczy (Rêve) i koronkowych sukienek w stylu retro (Like My Mother). Od 2011 roku prowadzi bloga na platformie magazynu Grazia. Na każdym kroku, w każdym wywiadzie, podkreśla, że największy wpływ na jej styl miała babcia. To od niej na 16 urodziny dostała stylową torbę ze skóry krokodyla, to ona i jej koronkowa garderoba stały się inspiracją dla kolekcji, którą Giorgia zaprojektowała na początku tego roku. Można odnieść wrażenie, że Tordini hołduje stylowi o zapachu parafiny i suszonych róż, nic bardziej mylnego. Na zdjęciach zobaczycie bowiem młodą, pewną siebie dziewczynę o długich nogach, zakochaną w prostym, niezobowiązującym stylu. Jak sama podkreśla, najważniejszym kolorem jest dla niej czerń, a potem wszystko od Driesa Van Notena. Mimo tej deklaracji nie rezygnuje z mocniejszych, charakterystycznych barw i wzorów: biały total look, wzory od Missoni, kwiatki od Tory Burch, szarości z metką Giambattista Valli i sukienki vintage, wyszukanych w mediolańskich second handach. 


Jej najbardziej spektakularne zestawy to te najprostsze: sukienka – płaszcz, skórzane spodnie od Balenciagi, czerwona sukienka i białe kozaczki (kto by pomyślał, że kiedykolwiek mogłoby mi się spodobać to połączenie!), w końcu szaroczarny zestaw przełamany pomarańczową skórzaną kurtką. Moda jeszcze nigdy nie była tak prosta. W wykonaniu Giorgii wydaje się dostępna i łatwa dla każdego. Nie ma w niej nadęcia, chociaż nie znajdziecie tutaj marek sieciowych, a same (drogie) rarytasy z wybiegów (wspomniany Dries Van Noten, Stella McCartney, Prabal Garung, Philip Lim, Missoni, Prada, Michael Kors). Patrząc na zdjęcia projektantki mam wrażenie, że sama mogłabym się tak ubrać, a każdy element jej stroju znajdę gdzieś w przystępnej dla mnie cenie. Poniżej kilka moich ulubionych zdjęć Giorgii znalezionych na jej Pinterście. Możecie również odwiedzić stronę projektantki tutaj i jej bloga na stronie Grazia.it

Foto: Pinterest
Moda

Jesienny ogród.

09/02/2013

No to jesień – chciałoby się powiedzieć wyglądając przez okno. Może jeszcze liście nie zżółkły, nie zaczerwieniły się od braku słońca i krótkich dni, a jednak już coś czuć w powietrzu. Jest inaczej. Marzy mi się ciepły płaszcz i wełniana sukienka, prosty szal w kratkę i lekkie skórzane rękawiczki. Na razie sezon zainicjowałam wrzuceniem na siebie skórzanej kurtki i założeniem rajstop do…letniej spódnicy. Chociaż kuszą już rozciągnięte swetry, botki i kozaki za kolano, płaszczyk w kratkę. Nowy sezon jest zawsze ekscytujący. Niby niewiele zmieniam w swoim stylu, noszę to co lubię najbardziej, jednak pojawiają się nowe faktury i wzory. Nieśmiertelna pozostaje tylko czerń, z którą nie potrafię się rozstać.

W jesieni fajne jest to, że można zakładać te same ubrania co sezon. Co sezon jest miękko, bo wracają do łask dzianiny. Co sezon dominuje podobna kolorystyka: zgniłe zielenie, bordo, granat, czerń, gdzieniegdzie kolory spadających z drzew liści. W tym roku dołączył do nich motyw niezwykły, bo zdecydowanie wiosenny: kwiaty. Nie ważne czy duże, czy małe. Pojawiają się na tkaninach niczym antyczne horror vacui. Zapełniają całą powierzchnię, a nawet jeśli tego nie robią i tak grają pierwsze skrzypce wybite przez neutralne tło. Pięknie prezentują się w sesji we włoskim wydaniu Marie Claire. Marlena Szoka zabiera nas do zaczarowanego ogrodu z angielskiej prowincji. Nie zabrakło pepitki, lśniących dodatków, kwiatów i pikniku na trawie. Jest sielsko, chociaż trochę przytłaczająco. Styl retro pięknie prezentuje się w kolorowych magazynach, na żywo jest – dla mnie – już zdecydowanie trudniejszy do zaakceptowania. Ta otoczka tajemniczości rozmywa się, chociaż nie ginie w tłumie. Jesienią obroni się w dodatkach i jeśli do tej pory omijałyście go z daleka, tej jesieni spójrzcie na niego przychylniejszym okiem.

The secret garden
Maire Claire Italia
September 2013
Foto: Bharat Sikka
Modelka: Marlena Szoka
Stylizacja: Sabrina di Gennaro
Foto: fashnberry