Wnętrza

Berlin w pomarańczach.

08/26/2013
Biel we wnętrzach uwielbiam z kilku powodów, ale tym najważniejszym jest jej niesamowita zdolność zmiany względem zastosowanych dodatkowo barw. Niektóre potrafią ją ożywić, inne zagłuszyć, sprowadzić na dalszy plan. Świetnie komponuje się z drewnem, metalem i kamieniami. Dobrze wygląda w każdej możliwej odsłonie: tej nowoczesnej, orientalnej, trochę babcinej nawiązującej do stylu retro. Nie straszna jej kanapa w kwiaty, ani skórzany szezlong, ciężka drewniana komoda czy lekki stolik kawowy. Biel to idealne tło dla najbardziej szalonych pomysłów. Jednak żaden mebel nie nada jej takiego charakteru jak obecność innych kolorów.

Jesień, jak już pisałam, to dla mnie zdecydowany czas wszystkich odcieni pomarańczy. Na początku soczysty i żywy, potem zmienia się w stonowaną i ciepłą barwę, przypominającą wyblakłą czerwień. Tak jest też w przypadku tego berlińskiego mieszkania. Mój ulubiony, jesienny kolor znajdziecie na ścianie, na dywanie w salonie, w kuchni (wśród mebli i akcesoriów kuchennych), w końcu w sypialni, przytwierdzony do sufitu. Mimo swojej cichej obecności, nie da się go nie zauważyć. Nadaje rytm całemu wnętrzu i nawet jeśli pozornie jest w nim nieobecny, wprawne oko zauważy go z pewnością. To mieszkanie nie wymaga większej ilości słów. Warto przyjrzeć mu się dokładniej i zachwycić powoli.  
Foto: karhard architektur
Moda

5 ubrań, których nie nosiłam tego lata.

08/20/2013

Za każdym razem, kiedy zbliża się początek nowego sezonu z rozrzewnieniem patrzę na swoje wcześniejsze posty, zaglądam do notatnika, gdzie zapisuję ubrania, które powinnam mieć w swojej szafie i nosić je najczęściej jak tylko się da. Z rozrzewnieniem, bo niestety najczęściej z górnolotnych planów pozostają tylko miłe wspomnienia i przyjemne dla oka zdjęcia mody ulicznej zapisane na tablicy w Pintereście. W dzisiejszym poście pokażę Wam 5 ubrań, których nie miałam okazji założyć tego lata (chociaż może jeszcze się uda, kto wie?). Powodów było kilka: braki w szafie, braki w portfelu, braki w sklepach, ale przede wszystkim moje totalne zapominalstwo i…przyzwyczajenie do tego co znoszone, lubiane, powyciągane. Gdybym postarała się bardziej lista mogłaby być o wiele dłuższa, ale zależało mi na pokazaniu Wam tylko kilku najważniejszych elementów garderoby, które poległy zapomniane na dnie szafy albo nie pojawiły się w niej wcale. 
| SZORTY |
Zdecydowanie największy przegrany tegorocznych wakacji. Nie chciałabym napisać, że to z racji wieku, czy niedoskonałości figury (nawet jeśli, to kto by się tym przejmował, kiedy za oknem piekarnik), bo nie byłoby to zgodne z prawdą. Szorty kupiłam jeszcze w marcu, kiedy o ciepłym lecie mogłam sobie tylko pomarzyć. Lekkie, bawełniane, o idealnej długości, nie pokazujące za dużo, ale też nie przypominające barchanowych gatek. Ot, zwykłe szorty jakich wiele. Wyszłam w nich raz – na spacer z psem – i czułam się goła. Może to dlatego, że idealnie dopasowały się do figury, nie były wystarczająco szerokie, tak jak moje ulubione ostatnio bermudy. Te ostatnie sprawdziły się podczas najgorszych upałów. Przewiewne i wygodne. Obawiam się, że zdetronizowały szorty na kilka sezonów. 

| BIAŁE SPODNIE |
Jeszcze jest szansa, że je założę. Może przypomną mi się któregoś dnia. Chociaż znając moje szczęście będzie wtedy za zimno, żeby w ogóle o nich myśleć. Idealną parę znalazłam tej wiosny w Benettonie. Kosztowały grosze, więc nie udało mi się opanować. Przymierzałam je kilka razy, wracałam do sklepu, debatowałam ze sprzedawczynią, powtarzałam sobie, że przecież i tak ich nie założę. No i masz Ci los – wykrakałam. Są dokładnie takie jak te, które ma na sobie Emmanuelle Alt, krótsza nogawka (nie trzeba podwijać), dopasowane. Mam poczucie dobrze wydanych kilku groszy, a mimo wszystko nie założyłam ich ani razu. 
| BIAŁA SUKIENKA |
Jeśli jest coś w modzie, co mnie prześladuje to biała sukienka zajęłaby na mojej liście wysoką pozycję.  Na pierwszym miejscu zapewne znalazłaby się mała czarna, ale tę już szczęśliwie mam i nie spędza mi snu z powiek. Mała biała natomiast jest czymś absolutnie nie do zdobycia. Poszukiwania tej idealnej zaczęłam już bardzo dawno temu i cały czas trafiam na jakieś fikuśne ozdoby, zupełnie niepotrzebne elementy, które z całkiem ładnej sukienki „robią” coś zbliżonego do największego koszmaru projektanta…i kupującego. Najprostszym sposobem byłoby uszycie czegoś wymarzonego. Tylko jak zwykle: „łatwiej powiedzieć, niż zrobić”. 
| SPÓDNICA Z CEKINAMI |
Te z Was, które śledzą moje konto na Facebooku zapewne nie raz widziały cekiny wśród porannych zdjęć. Jako typowa sroka, nie przejdę obojętnie koło błyskotek (i kto by pomyślał, że prawie w ogóle nie noszę biżuterii). Kiedyś nie przepadałam za złotem, srebro gościło w mojej niewielkiej kolekcji równie rzadko. Od czasu do czasu mam jednak ochotę kupić sobie bransoletkę, pierścionek, ale ostatecznie zawsze wybieram coś innego albo nic. Z ubraniami jest trochę inaczej. Przyjemnie błyszcząca spódnica może zastąpić niejeden pierścionek z szafirowym oczkiem, niejeden naszyjnik mieniący się tysiącem barw. Perfekcyjnie prezentuje się z białą koszulą, zadziornie z t-shirtem i skórzaną kurtką. Można nosić ją latem i zimą. Tylko najpierw trzeba ją znaleźć.
| KAPELUSZ |
Letnia fanaberia. Tyle mogę powiedzieć o kapeluszach. Podobają mi się jesienne fedory i duże ronda, idealne na lato. Kapelusz to jednak element stylu, który nie pasuje do wszystkich i do wszystkiego, jak to się powszechnie uważa. Znalezienie tego jedynego to nie lada wyzwanie, szczególnie dla takiego laika jak ja. W kwestiach dodatków zatrzymałam się na torebkach i butach, do których mam ogromną słabość, kapelusze, apaszki, paski i rękawiczki to jakieś odległe galaktyki. Z drugiej strony jednak: piękny kapelusz jest w stanie zaintrygować mnie na dłużej. Przed wakacjami przymierzałam kilka przyjemnych modeli. I mimo ogromnych chęci, nie znalazłam tego wymarzonego. 
AWy, czego nie nosiłyście tego lata? 

Moda

Rebel

08/12/2013
Pomarańcz – mój zdecydowany faworyt tegorocznej jesieni. Nazywany nową czernią; majestatyczny, czysty, prosty. Pięknie komponuje się z grafitową szarością, głęboką czernią, granatem, a nawet – pozornie tylko nie pasującą – czerwienią. Pod koniec lata, dla tych, którzy nie boją się barw można dodać go do ochrowej żółci i soczystej zieleni. To – paradoksalnie – szara eminencja nadchodzącego sezonu. Niepozornie ozdabia golfy, przydługie rękawy, nogawki spodni i podeszwy butów. W końcu atakuje to co w kobietach najpiękniejsze: usta, łącząc się z różową fuksją w makijażu sezonu. Nie bez przyczyny pojawia się więc na okładce najważniejszego, wrześniowego wydania brytyjskiej edycji magazynu Vogue. Pomarańczową skórzaną kurtkę nosi na sobie zjawiskowa Daria Werbowy (Kanadyjka o polsko – ukraińskich korzeniach). Założoną na moherowy, delikatny sweterek. Ta stylizacja to tylko delikatne preludium do tego co jesienią najmilsze dla ciała i oka. Masywne parki, kraciaste koszule (tak bardzo przypominające mi lata’90), kwiatowe wzory, dżins. 

Dziś w modzie wszystko jest dozwolone. Wystarczy jeden  element, żeby zbudować garderobę idealną. Bez silenia się na wspaniałe stylizacje rodem z najlepszych magazynów mody, bez udawania kogoś kim się nie jest. Dziś nie trzeba nic udawać. Można bawić się modą na tysiące sposobów, wszystko zależy od naszej kreatywności i odwagi. 

Powiem, być może, coś niepoprawnego politycznie, ale jesienią w końcu odżywam. Zakładam ulubione ubrania, opatulam się, wtulam w swetry, wrzucam na siebie wysłużoną „skórę”, daję kolejną szansę wysłużonym botkom. Moda jesienią sprawia wrażenie banalniejszej i bardziej ludzkiej. Zresztą, wystarczy zerknąć na poniższe zdjęcia. Wszystko wydaje się idealne, wygodne, proste, mimo nagromadzenia warstw, kolorów, wzorów i faktur. Nic tylko się w tym zatopić i cieszyć nadchodzącą jesienią. 






„Rebel, Rebel” 
Vogue UK Wrzesień

Foto: Patrick Demarchelier
Stylizacje: Kate Phelan
Modelka: Daria Werbowy


Moda

Jay Ahr Resort 2014

07/31/2013

Upały nie sprzyjają myśli twórczej. Pocieszam się, że nie tylko ja mam problem z koncentracją, a jedyne posty, które mogłyby pojawić się na blogu dotyczyłyby kostiumów kąpielowych, klapek, olejków do opalania i zdjęć basenów ku pokrzepieniu serc (lub ku zbiorowej depresji). Jeśli chodzi o modę to jestem już myślami w złotej polskiej jesieni. Z ciężkim sercem to przyznaję patrząc jak słupek rtęci wędruje w górę z godziny na godzinę, ale nie ma się co oszukiwać. Nie jestem fanką upałów, dla mnie najważniejsze jest, żeby nie padało i nie wiało. Na każdą inną ewentualność jestem przygotowana.

Dla takich dziwolągów jak ja zostały stworzone kolekcje resortowe, czyli te odpowiadające okresowi między zimą a wiosną, tzw. przejściówki. Jedne z moich ulubionych i najbardziej wyczekiwanych. Chociaż większość z nich – jak zwykle – nie przystosowana jest do polskich warunków, więc można się oszukiwać, że na polskie lato przyszłego roku będą jak znalazł.

Tworzący w Paryżu, niedoszły krawiec w ukraińskiej fabryce szyjącej mundury dla Rosyjskiej Armii i poszukiwacz diamentów – Jay Ahr (prawdziwe nazwisko Jonathan Riss) stworzył kolekcję, która całkiem nieźle wpisałaby się nie tylko w nasz klimat, ale i gust dziewczyn lubiących… Zarę. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam kilka zdjęć jego ubrań resortowych pomyślałam, że to nowy lookbook hiszpańskiej sieciówki. Każda z Was, której bliskie są klimaty Céline, Alexandra Wanga i Balenciagi nie będzie zawiedziona. Sportowe inspiracje (spodnie z lampasami, bluzy, sukienki z wycięciami przypominającymi kostiumy kąpielowe, t-shirty bez rękawów, kaptury) mieszają się tu całkiem zgrabnie ze stonowaną elegancją widoczną głównie w kolorystyce. Wszechobecna czerń, kremowa biel i szarości są bazą dla falujących spódnic, delikatnych koszulek z jedwabiu, szortów i sukienek z niebotycznymi rozcięciami (piękne!). Charakterystyczne spódnice mini i dzianina w bąbelki od razu wpadły mi w oko. Jak Wam się podoba?

 
Foto: Jay Ahr via Studded Hearts