Moda

Jej styl: Giorgia Tordini

09/17/2013
Mama jednego z moich włoskich przyjaciół zawsze chętnie dzieliła się ze mną swoimi przemyśleniami na temat mody. Ponoć wyczucia stylu i smaku nauczyła ją ciotka i babcia. Były jej przewodniczkami wśród tkanin, kolorów i fasonów. Faktycznie miała niesamowite wyczucie barw, ubierając się prosto i schludnie zawsze zachwycała jakimś dodatkiem, elementem, który wybijał się idealnie ze stonowanego tła. Podobnie o swoich (babcinych) inspiracjach mówi w wywiadach włoska projektantka Giorgia Tordini – moja ostatnia inspiracja z… Pinteresta. 

Studiowała w Mediolańskim Instytucie Designu, po studiach wyjechała do Nowego Jorku, gdzie pracowała jako freelancer. Po powrocie do rodzinnych Włoch związała się z dwoma markami i przygotowała dla nich kolekcje płaszczy (Rêve) i koronkowych sukienek w stylu retro (Like My Mother). Od 2011 roku prowadzi bloga na platformie magazynu Grazia. Na każdym kroku, w każdym wywiadzie, podkreśla, że największy wpływ na jej styl miała babcia. To od niej na 16 urodziny dostała stylową torbę ze skóry krokodyla, to ona i jej koronkowa garderoba stały się inspiracją dla kolekcji, którą Giorgia zaprojektowała na początku tego roku. Można odnieść wrażenie, że Tordini hołduje stylowi o zapachu parafiny i suszonych róż, nic bardziej mylnego. Na zdjęciach zobaczycie bowiem młodą, pewną siebie dziewczynę o długich nogach, zakochaną w prostym, niezobowiązującym stylu. Jak sama podkreśla, najważniejszym kolorem jest dla niej czerń, a potem wszystko od Driesa Van Notena. Mimo tej deklaracji nie rezygnuje z mocniejszych, charakterystycznych barw i wzorów: biały total look, wzory od Missoni, kwiatki od Tory Burch, szarości z metką Giambattista Valli i sukienki vintage, wyszukanych w mediolańskich second handach. 


Jej najbardziej spektakularne zestawy to te najprostsze: sukienka – płaszcz, skórzane spodnie od Balenciagi, czerwona sukienka i białe kozaczki (kto by pomyślał, że kiedykolwiek mogłoby mi się spodobać to połączenie!), w końcu szaroczarny zestaw przełamany pomarańczową skórzaną kurtką. Moda jeszcze nigdy nie była tak prosta. W wykonaniu Giorgii wydaje się dostępna i łatwa dla każdego. Nie ma w niej nadęcia, chociaż nie znajdziecie tutaj marek sieciowych, a same (drogie) rarytasy z wybiegów (wspomniany Dries Van Noten, Stella McCartney, Prabal Garung, Philip Lim, Missoni, Prada, Michael Kors). Patrząc na zdjęcia projektantki mam wrażenie, że sama mogłabym się tak ubrać, a każdy element jej stroju znajdę gdzieś w przystępnej dla mnie cenie. Poniżej kilka moich ulubionych zdjęć Giorgii znalezionych na jej Pinterście. Możecie również odwiedzić stronę projektantki tutaj i jej bloga na stronie Grazia.it

Foto: Pinterest
Moda

Jesienny ogród.

09/02/2013

No to jesień – chciałoby się powiedzieć wyglądając przez okno. Może jeszcze liście nie zżółkły, nie zaczerwieniły się od braku słońca i krótkich dni, a jednak już coś czuć w powietrzu. Jest inaczej. Marzy mi się ciepły płaszcz i wełniana sukienka, prosty szal w kratkę i lekkie skórzane rękawiczki. Na razie sezon zainicjowałam wrzuceniem na siebie skórzanej kurtki i założeniem rajstop do…letniej spódnicy. Chociaż kuszą już rozciągnięte swetry, botki i kozaki za kolano, płaszczyk w kratkę. Nowy sezon jest zawsze ekscytujący. Niby niewiele zmieniam w swoim stylu, noszę to co lubię najbardziej, jednak pojawiają się nowe faktury i wzory. Nieśmiertelna pozostaje tylko czerń, z którą nie potrafię się rozstać.

W jesieni fajne jest to, że można zakładać te same ubrania co sezon. Co sezon jest miękko, bo wracają do łask dzianiny. Co sezon dominuje podobna kolorystyka: zgniłe zielenie, bordo, granat, czerń, gdzieniegdzie kolory spadających z drzew liści. W tym roku dołączył do nich motyw niezwykły, bo zdecydowanie wiosenny: kwiaty. Nie ważne czy duże, czy małe. Pojawiają się na tkaninach niczym antyczne horror vacui. Zapełniają całą powierzchnię, a nawet jeśli tego nie robią i tak grają pierwsze skrzypce wybite przez neutralne tło. Pięknie prezentują się w sesji we włoskim wydaniu Marie Claire. Marlena Szoka zabiera nas do zaczarowanego ogrodu z angielskiej prowincji. Nie zabrakło pepitki, lśniących dodatków, kwiatów i pikniku na trawie. Jest sielsko, chociaż trochę przytłaczająco. Styl retro pięknie prezentuje się w kolorowych magazynach, na żywo jest – dla mnie – już zdecydowanie trudniejszy do zaakceptowania. Ta otoczka tajemniczości rozmywa się, chociaż nie ginie w tłumie. Jesienią obroni się w dodatkach i jeśli do tej pory omijałyście go z daleka, tej jesieni spójrzcie na niego przychylniejszym okiem.

The secret garden
Maire Claire Italia
September 2013
Foto: Bharat Sikka
Modelka: Marlena Szoka
Stylizacja: Sabrina di Gennaro
Foto: fashnberry
Wnętrza

Berlin w pomarańczach.

08/26/2013
Biel we wnętrzach uwielbiam z kilku powodów, ale tym najważniejszym jest jej niesamowita zdolność zmiany względem zastosowanych dodatkowo barw. Niektóre potrafią ją ożywić, inne zagłuszyć, sprowadzić na dalszy plan. Świetnie komponuje się z drewnem, metalem i kamieniami. Dobrze wygląda w każdej możliwej odsłonie: tej nowoczesnej, orientalnej, trochę babcinej nawiązującej do stylu retro. Nie straszna jej kanapa w kwiaty, ani skórzany szezlong, ciężka drewniana komoda czy lekki stolik kawowy. Biel to idealne tło dla najbardziej szalonych pomysłów. Jednak żaden mebel nie nada jej takiego charakteru jak obecność innych kolorów.

Jesień, jak już pisałam, to dla mnie zdecydowany czas wszystkich odcieni pomarańczy. Na początku soczysty i żywy, potem zmienia się w stonowaną i ciepłą barwę, przypominającą wyblakłą czerwień. Tak jest też w przypadku tego berlińskiego mieszkania. Mój ulubiony, jesienny kolor znajdziecie na ścianie, na dywanie w salonie, w kuchni (wśród mebli i akcesoriów kuchennych), w końcu w sypialni, przytwierdzony do sufitu. Mimo swojej cichej obecności, nie da się go nie zauważyć. Nadaje rytm całemu wnętrzu i nawet jeśli pozornie jest w nim nieobecny, wprawne oko zauważy go z pewnością. To mieszkanie nie wymaga większej ilości słów. Warto przyjrzeć mu się dokładniej i zachwycić powoli.  
Foto: karhard architektur
Moda

5 ubrań, których nie nosiłam tego lata.

08/20/2013

Za każdym razem, kiedy zbliża się początek nowego sezonu z rozrzewnieniem patrzę na swoje wcześniejsze posty, zaglądam do notatnika, gdzie zapisuję ubrania, które powinnam mieć w swojej szafie i nosić je najczęściej jak tylko się da. Z rozrzewnieniem, bo niestety najczęściej z górnolotnych planów pozostają tylko miłe wspomnienia i przyjemne dla oka zdjęcia mody ulicznej zapisane na tablicy w Pintereście. W dzisiejszym poście pokażę Wam 5 ubrań, których nie miałam okazji założyć tego lata (chociaż może jeszcze się uda, kto wie?). Powodów było kilka: braki w szafie, braki w portfelu, braki w sklepach, ale przede wszystkim moje totalne zapominalstwo i…przyzwyczajenie do tego co znoszone, lubiane, powyciągane. Gdybym postarała się bardziej lista mogłaby być o wiele dłuższa, ale zależało mi na pokazaniu Wam tylko kilku najważniejszych elementów garderoby, które poległy zapomniane na dnie szafy albo nie pojawiły się w niej wcale. 
| SZORTY |
Zdecydowanie największy przegrany tegorocznych wakacji. Nie chciałabym napisać, że to z racji wieku, czy niedoskonałości figury (nawet jeśli, to kto by się tym przejmował, kiedy za oknem piekarnik), bo nie byłoby to zgodne z prawdą. Szorty kupiłam jeszcze w marcu, kiedy o ciepłym lecie mogłam sobie tylko pomarzyć. Lekkie, bawełniane, o idealnej długości, nie pokazujące za dużo, ale też nie przypominające barchanowych gatek. Ot, zwykłe szorty jakich wiele. Wyszłam w nich raz – na spacer z psem – i czułam się goła. Może to dlatego, że idealnie dopasowały się do figury, nie były wystarczająco szerokie, tak jak moje ulubione ostatnio bermudy. Te ostatnie sprawdziły się podczas najgorszych upałów. Przewiewne i wygodne. Obawiam się, że zdetronizowały szorty na kilka sezonów. 

| BIAŁE SPODNIE |
Jeszcze jest szansa, że je założę. Może przypomną mi się któregoś dnia. Chociaż znając moje szczęście będzie wtedy za zimno, żeby w ogóle o nich myśleć. Idealną parę znalazłam tej wiosny w Benettonie. Kosztowały grosze, więc nie udało mi się opanować. Przymierzałam je kilka razy, wracałam do sklepu, debatowałam ze sprzedawczynią, powtarzałam sobie, że przecież i tak ich nie założę. No i masz Ci los – wykrakałam. Są dokładnie takie jak te, które ma na sobie Emmanuelle Alt, krótsza nogawka (nie trzeba podwijać), dopasowane. Mam poczucie dobrze wydanych kilku groszy, a mimo wszystko nie założyłam ich ani razu. 
| BIAŁA SUKIENKA |
Jeśli jest coś w modzie, co mnie prześladuje to biała sukienka zajęłaby na mojej liście wysoką pozycję.  Na pierwszym miejscu zapewne znalazłaby się mała czarna, ale tę już szczęśliwie mam i nie spędza mi snu z powiek. Mała biała natomiast jest czymś absolutnie nie do zdobycia. Poszukiwania tej idealnej zaczęłam już bardzo dawno temu i cały czas trafiam na jakieś fikuśne ozdoby, zupełnie niepotrzebne elementy, które z całkiem ładnej sukienki „robią” coś zbliżonego do największego koszmaru projektanta…i kupującego. Najprostszym sposobem byłoby uszycie czegoś wymarzonego. Tylko jak zwykle: „łatwiej powiedzieć, niż zrobić”. 
| SPÓDNICA Z CEKINAMI |
Te z Was, które śledzą moje konto na Facebooku zapewne nie raz widziały cekiny wśród porannych zdjęć. Jako typowa sroka, nie przejdę obojętnie koło błyskotek (i kto by pomyślał, że prawie w ogóle nie noszę biżuterii). Kiedyś nie przepadałam za złotem, srebro gościło w mojej niewielkiej kolekcji równie rzadko. Od czasu do czasu mam jednak ochotę kupić sobie bransoletkę, pierścionek, ale ostatecznie zawsze wybieram coś innego albo nic. Z ubraniami jest trochę inaczej. Przyjemnie błyszcząca spódnica może zastąpić niejeden pierścionek z szafirowym oczkiem, niejeden naszyjnik mieniący się tysiącem barw. Perfekcyjnie prezentuje się z białą koszulą, zadziornie z t-shirtem i skórzaną kurtką. Można nosić ją latem i zimą. Tylko najpierw trzeba ją znaleźć.
| KAPELUSZ |
Letnia fanaberia. Tyle mogę powiedzieć o kapeluszach. Podobają mi się jesienne fedory i duże ronda, idealne na lato. Kapelusz to jednak element stylu, który nie pasuje do wszystkich i do wszystkiego, jak to się powszechnie uważa. Znalezienie tego jedynego to nie lada wyzwanie, szczególnie dla takiego laika jak ja. W kwestiach dodatków zatrzymałam się na torebkach i butach, do których mam ogromną słabość, kapelusze, apaszki, paski i rękawiczki to jakieś odległe galaktyki. Z drugiej strony jednak: piękny kapelusz jest w stanie zaintrygować mnie na dłużej. Przed wakacjami przymierzałam kilka przyjemnych modeli. I mimo ogromnych chęci, nie znalazłam tego wymarzonego. 
AWy, czego nie nosiłyście tego lata?