Wzór w panterkę kojarzył mi się od dawna z czymś w średnim guście i dość ryzykownym w zestawieniu z innymi wzorami. Oprócz typowych skojarzeń (wschód Europy, białe kozaczki, Stadion Dziesięciolecia), był też dla mnie chlebem powszednim: rodzicielka kupowała nagminnie bluzki w panterkę i z radością prezentowała mi swoje łowy pozując w co raz to nowych konfiguracjach i zestawach. Na ten trudny wzór zwróciłam uwagę spędzając miło kilka lat we Włoszech. Tam panterkowi amatorzy czerpali garściami z tej „modowej” abolicji racząc mnie zestawami tak absurdalnymi, że aż zachwycającymi. Potem Roberto Cavalli stworzył kilka fantastycznych kolekcji, przemycając ten wzór w kombinacjach godnych mistrzów włoskiego baroku. Okazało się bowiem, że ta kiczowata, pospolita panterka może prezentować się pięknie i stylowo. I kiedy już wszyscy o niej zapomnieli, okazało się również, że cały czas można doszukać się jej na blogach z modą uliczną. Najprościej połaczyć ją z klasyczną czernią i brązem w odcieniu czekolady, rasowe fashionistki – takie jak eks naczelna francuskiego Vogue’a Carine Roitfeld – zestawiają ją z bardziej odważnymi kolorami, np. fioletem. Patrząc na te zdjęcia zastanawiam się: to jak w końcu jest z tą panterką? Tak czy nie, hit czy kit, warto czy nie warto? Trudny wybór. Osobiście stawiam na małą panterkę do ręki, albo pod pachę, na wersję odzieżową chyba muszę jeszcze trochę poczekać.
Dla większości osób, które modą interesują się okazjonalnie, nazwisko Frassange może co najwyżej kojarzyć się z dobrym winem musującym lub jakimś francuskim baronem straconym na gilotynie w czasie Rewolucji Francuskiej. Od czego ma się jednak blogi, które przybędą z pomocą i i poprowadzą przez nieznane zakamarki modowego(modnego) światka? Inès de La Fressange, bo to ona jest bohaterką dzisiejszego wpisu, to żywa ikona i legenda modelingu, wyrocznia stylu dla setek kobiet na całym (?) świecie, w tym dla lubianej przeze mnie Garance Dorè. Ja jednak mam z Inès problem – nie kupuję jej przepisu na życie we francuskim stylu. W ogóle nie kupuję takiego stylu, bo zawsze uważałam, że to Włoszki mają więcej wyczucia i klasy niż ich francuskie koleżanki (wybaczcie, kilka lat w słoneczniej Italii zrobiło swoje). Do mojego rozczarowania dołączył też post na the Fashion Spot, gdzie oprócz całkiem zgrabnych stylizacji, Inès była ubrana tak sobie. Z drugiej strony jednak podziwiam jej determinację i konsekwencję, jej uwielbienie dla paryskiego stylu i hołdowanie mu na każdym kroku.
Kim więc jest Inès? I czemu zawładnęła umysłami dziewczyn, które przeczytały jej poradnik „Paryski szyk”?
Inès de La Fressange (a tak naprawdę Inès Marie Letitia Églantine Isabelle de Seignard de La Fressange) urodziła się w 1957 roku na południu Francji. Córka markiza i modelki, często w wywiadach wspomina swoją miłość do złotych pantofelków, których nigdy nie mogła mieć. O dziwo, jako dziecko nosiła tylko i wyłącznie – szyte na zamówienie – futerka z łasiczek. Pracowała jako modelka (przez lata była kojarzona z Chanel, brała udział w kilku kampaniach marki, współpracowała też z Lagerfeldem), jest ambasadorką legendarnej francuskiej marki Rogier Vivier, twarzą L’Oreal, autorką biblii fashionistek i współautorką własnej biografii, napisanej przez Marianne Mairesse, o wdzięcznym tytule „Zawód: Manekin”. Kilka lat temu magazyn GQ uznał ją i jej partnera Denisa Olivennesa za jedną z 25 najbardziej wpływowych par na świecie (!). Jej styl określiłabym jako poprawny i wygodny: najczęściej zobaczycie ją w dżinsach i baletkach, z narzuconym na ramiona klasycznym płaszczem, torebką z krótkim paskiem lub kopertówką. W tej pozornej banalności jest zawsze perfekcyjna i prawdziwa. Jakby na każdym kroku chciała potwierdzić swoje własne słowa: „Nie ubierajcie się dla przyjaciółek, ale dla własnej satysfakcji: noście to co sprawia, że czujecie się dobrze”. Patrząc na jej zdjęcia, nie trudno się z nią nie zgodzić.
I jeszcze coś w stylu Fressange.
Czy tylko mi się wydaje, czy ten zestaw:
1) idealnie przypomina te, które nosi naczelna francuskiego Vogue’a,
2) leżałaby dobrze na każdej z nas? 😉