Moda

Why do you blog?

08/02/2012
Takie pytanie pojawiło się ostatnio na Independent Fashion Bloggers. I odpowiedź na nie jest banalna – bo lubię – prawda? To znaczy, większość z Was pewnie odpowie na nie w taki sam sposób jak ja, ale IFB poszło o krok dalej i pomogło swoim czytelnikom w wyborze innej odpowiedzi. Uproszczając do granic możliwości ich propozycje: „bloguję dla kasy”, lub „żeby się wylansować jako stylista/fotograf/dziennikarz”, ewentualnie „bo to jest zabawne i sprawia mi przyjemność”. W której z tych grup widzicie siebie? Ja w każdej po trochu, tylko, że w innej kolejności.
  • Bloguję, bo lubię modę. Nie ubrania (to co innego), ale modę właśnie. Wielokrotnie powtarzałam to na łamach JagaDesign, że moda to sztuka, tylko, że taka do noszenia i pokazywania wszem i wobec. Z obrazem Kossaka, który wisi nad kanapą, nie wyjdę na miasto. Pewnie mogłabym, ale wywołałabym konsternację na twarzach współobywateli. Ubraniem jest łatwiej. Najbardziej jednak zachwyca mnie, tak jak ten tekst u Modologii, jak wiele można powiedzieć o tym zjawisku, jak różne ma oblicza. Bo moda proszę Państwa, to nie tylko pokazywanie swoich stylizacji na blogu, to nie tylko wymienianie co będzie modne w tym, czy następnym sezonie i walka do upadłego o miejsca VIP na łódzkim FW. Moda to zjawisko, jeden z puzzli w społecznej układance. Teoretycznie dla każdego, praktycznie dostępny w czystej formie tylko dla niewielu.  

  • Bloguję, bo lubię modę, podobnie jak lubię sztukę, podróże i dobrą kuchnię. To czemu nie piszę o nich wszystkich? Sztuka, niestety, co raz bardziej oderwana jest od rzeczywistości. Może stara się wkraść w nasze codzienne życie (i faktycznie w formie wzornictwa, czy dekoracji wnętrz świetnie sobie radzi), ale mam wrażenie, że już na stałe przeniosła się do uśpionych i melancholijnych galerii. Potrafi jednak cały czas inspirować, a co wytrawniejsze oko dostrzeże ją między szarymi blokami, na bilbordach, w parkach, w architekturze z epoki. O podróżach nie piszę, bo nie podróżuję tyle ile bym chciała, na kuchni się nie znam. Ja tylko lubię jeść. 

  • Bloguję, bo lubię sobie popisać. Mogłabym robić to do szuflady, ale po co. W dobie internetu można wszystko. Najwyżej nikt nie będzie tego czytał.

  • Bloguję, bo lubię piękne rzeczy. Takie jak te poniżej. Buty od Michaela Korsa i torebki od D&G, fotel Vladimira Kagana z 1960 i wakacje w luksusowym hotelu, na które być może nigdy nie będę mogła sobie pozwolić. Zresztą, któż to może wiedzieć? Czasem tylko zastanawiam się, jaki sens ma kupowanie tych wszystkich ubrań i butów? Skoro teraz coś mi się podoba, bo jest modne, to co stanie się za pięć lat, kiedy już modne nie będzie?

1. Dobra kopia butów od Balenciagi – Kalliste’, chodzę za nimi od 3 miesięcy, 2. Moschino – klasyk za ponad 2000zł, 3. fotel- marzenie projektu Vladimira Kagana z 1960, cena powyżej 1000$ za sztukę, 4. Michael Kors, 5. Alexander Wang, 6. wakacje w San Giorgio Hotel w Grecji, cena za noc…przemilczmy to, 7. Guess, 8. D&G, 9. zaproszenie na pokaz Emilio Pucci – bezcenne. Może kiedyś się uda?  
  • Bloguję, bo blogowanie otwiera tyle możliwości. Sęk w tym, żeby umieć je wykorzystać. Jeśli macie szansę zrobić z tego dochodowy biznes – róbcie to, jeśli ma to pozwolić Wam na znalezienie pracy marzeń – piszcie (ja tak właśnie znalazłam swoją pracę). Jeśli uważacie, że macie coś światu do powiedzenia – powiedzcie to. Jeśli nie umiecie powiedzieć, ale chcecie pokazać – droga wolna! I nie trzeba mieć białego Mac’a, nie trzeba mieć świetnego sprzętu fotograficznego (ale w Photoshop’a zainwestujcie:)), żeby Wasz blog znalazł chociaż jednego, wiernego czytelnika.

  • Bloguję też trochę na przekór innym, tym, którzy uważają, że jestem mało ambitna, albo mam słomiany zapał. Od dwóch lat jakoś się kręci i raczej nie przestanie.

A Wy? Dlaczego blogujecie?
Moda, Rozmaitości, Uroda

My bag.

07/31/2012

Jeśli śledzicie od dawna mojego boga, lub znacie mnie w realu, zapewne zauważyliście, że mój styl jest dość prosty i zachowawczy. Lubię wygodę i dobre materiały. Lubię minimalizm w każdym wydaniu, oprócz jednego: moja torebka jest tego absolutnym przeciwieństwem. Naczęściej jest to przepastny worek, albo shopper, ale nawet w małej torebce jestem w stanie zachomikować setki nieużytecznych rzeczy. To z czym nigdy się nie rozstaję to komputer (9) i tablet (8). Jest to nie tylko moje uzależnienie, ale przede wszystkim narzędzie pracy. Nie wiem co by się stało, gdyby nagle ich zabrakło. Staram się nie zapominać też o portfelu (6, ten ze zdjęcia to tak naprawdę kosmetyczka), telefonach i notatniku (4), ale różnie to u mnie bywa. Zazwyczaj noszę też ze sobą iPoda (kolejne uzależnienie, 7), zestaw ładowarek (wystają z torebki) i kosmetyki (12). Czasem uda mi się zachomikować ulubione perfumy i Dianę Mini (5). W mojej torebce na pewno znajdziecie również kolorowe magazyny i książki do czytania w autobusie/tramwaju/pociągu (2). W końcu to co sprawia, że jest moja torebka jest naprawdę moja: góra papierków, rachunków, chusteczek. Za każdym razem zastanawiam się skąd one się tam wzięły i kiedy zdążyłam je nagromadzić. Na zdjęciach ich nie widać:) Czasem wrzucam buty za zmianę (1) i okulary (10).  Z czerwonymi Ray Banami nie rozstaję się od 4 lat. A co Wy nosicie w swoich torebkach?

1. Baletki ze skóry – Zara, 2. moje czytanki: Darren Rowse i Chris Garrett „ProBlogger” (skserowany, oryginał leży na półce), najnowszy numer magazynu Art&Business, 3. coś od pisania (BIC) i do poprawiania wyglądu rzęs (Inglot), 4. notes (Moleskine) i telefony, 5. Diana Mini (prezent od chłopaka), 6. portfel (niestety właśnie się zepsuł) zrobiony z kosmetyczki – H&M, 7. gumka do włosów i iPod, 8. tablet Wacom Bamboo – uwielbiam, z nim moje życie z grafiką stało się prostsze, 9. MacBook, kto by pomyślał, że mój został wyprodukowany w ostatniej serii, 10. (w kółku) torebka ze skóry – Zara i okulary kupione dawno temu we Włoszech – Ray Ban, 11. torebkaDavid Jones, 12. kosmetyki (w górnym rzędzie od lewej): pomadka – Clinique (437 Pink-a-boo), Inglot (64), Chanel Rogue Coco Shine (55 Romance), BB Creme Estée Lauder Day Wear (01) niezastąpiony!; (w dolnym rzędzie od lewej): lakiery Secret, perfumy Miss Dior Chérie – Dior.
Foto: by me 
(na balkonie rodziców)
Wnętrza

Blue+White

07/28/2012
Mimo tego, że niebieski należał kiedyś do moich ulubionych kolorów występował właściwie tylko w jednej, słusznej wersji – na dżinsach. Ostatnio dołączyły do nich buty New Balance, sukienka z Tatuum w tym kolorze i to właściwie tyle. Nie miałam nigdy niebieskiej koszuli, ani spódnicy, nie miałam nigdy niebieskiej torebki, ani biżuterii. A mimo wszystko jest to jeden z moich ulubionych kolorów. Jak to możliwe? Niebieski jest na pewno przyjemny w odbiorze, nie męczy, nie nudzi się tak szybko, jak inne kolory dostępne w palecie barw. Mi najbardziej podoba się w połączeniu z bielą i szarością. Tak, jak w tym szwedzkim (znowu) mieszkaniu. Niebieskich dodatków jest tu niewiele. Krzesła przy kuchennym stole, poduchy, abstrakcyjne obrazy i wazony idealnie wkomponowały się w tę szpitalną, zimną biel. Dzięki niej to 40metrowe mieszkanie sprawia wrażenie o wiele większego i przestronniejszego, a dodatki (takie jak transparentny stół – moje wnętrzarskie marzenie, dywany i jedyny mocniejszy akcent w postaci czerwonego fotela) dopełniają je i sprawiają, że wydaje się nieco przytulniejsze.

P.S. To coś duże, białe w cukiernicy na czwartym zdjęciu to pianki, czy monstrualne kostki cukru?










I już tradycyjnie – subiektywny dobór dodatków, tym razem stricte modowych, w kolorze niebieskim.

1. Hej ho marynarzu, czyli koszula w biało – niebieskie paski – Equipment; 2. plecak – Steve Madden; 3. zegarek – Dooney (?); 4. granatowe dżinsy – Maison Schotch; 5. botki – KMB; 6. parka – Romwe; 7. szal – Faliero Sarti; 8. skórzany pasek – BCBG. 


Foto: hemnet
Moda

Vionnet Resort 2013

07/25/2012
Dzień dobry! Jak mija Wam tydzień? Jeśli korzystacie z uroków wakacji – zazdroszczę, ja muszę na nie jeszcze trochę poczekać. Leniwe wieczory umila mi na razie buszowanie w sieci i odkrywanie tak pięknych kolekcji, jak ta poniżej. Drapowania, plisy niczym u greckiej bogini, delikatne kolory, zdecydowane cięcia, sploty i gustowne dodatki, to wszystko składa się na ubrania idealne. Idealne i niestety niedostępne w Polsce. Pamiętam jak dawno, dawno temu co chwila poznawałam nowe marki, a następnie szukałam ich nieustannie na Allegro i Ebay’u z nadzieją, że ten wymarzony ciuch zasili moją skromną garderobę (i odpowiednio wyczyści moje konto). Ciężko było wytrwać młodej uzależnionej. Teraz jest inaczej. Nie ważne czy mieszkasz w Warszawie, Krakowie, Lesznie, czy Inowrocławiu sieć stwarza nieograniczone możliwości. O ile Twoja ulubiona marka dysponuje sklepem internetowym, a Ty odpowiednio zaopatrzonym portfelem. Kolekcja resortowa Vionnet jest jedną z tych, którą chętnie zobaczyłabym w polskim sklepie, a szczytem marzeń byłoby gdyby coś w podobnym stylu, proste, kobiece, do noszenia dla każdej z nas, zostało stworzone przez polskiego projektanta. Czy będzie to kiedykolwiek możliwe? Mam nadzieje, że tak. Tymczasem pozostawiam Was z marką Vionnet. Jak Wam się podoba? Któraś z sylwetek w szczególności przypadła Wam do gustu? 
Foto: Sarah Klassen