Mimo tego, że niebieski należał kiedyś do moich ulubionych kolorów występował właściwie tylko w jednej, słusznej wersji – na dżinsach. Ostatnio dołączyły do nich buty New Balance, sukienka z Tatuum w tym kolorze i to właściwie tyle. Nie miałam nigdy niebieskiej koszuli, ani spódnicy, nie miałam nigdy niebieskiej torebki, ani biżuterii. A mimo wszystko jest to jeden z moich ulubionych kolorów. Jak to możliwe? Niebieski jest na pewno przyjemny w odbiorze, nie męczy, nie nudzi się tak szybko, jak inne kolory dostępne w palecie barw. Mi najbardziej podoba się w połączeniu z bielą i szarością. Tak, jak w tym szwedzkim (znowu) mieszkaniu. Niebieskich dodatków jest tu niewiele. Krzesła przy kuchennym stole, poduchy, abstrakcyjne obrazy i wazony idealnie wkomponowały się w tę szpitalną, zimną biel. Dzięki niej to 40metrowe mieszkanie sprawia wrażenie o wiele większego i przestronniejszego, a dodatki (takie jak transparentny stół – moje wnętrzarskie marzenie, dywany i jedyny mocniejszy akcent w postaci czerwonego fotela) dopełniają je i sprawiają, że wydaje się nieco przytulniejsze.
P.S. To coś duże, białe w cukiernicy na czwartym zdjęciu to pianki, czy monstrualne kostki cukru?
I już tradycyjnie – subiektywny dobór dodatków, tym razem stricte modowych, w kolorze niebieskim.
1. Hej ho marynarzu, czyli koszula w biało – niebieskie paski – Equipment; 2. plecak – Steve Madden; 3. zegarek – Dooney (?); 4. granatowe dżinsy – Maison Schotch; 5. botki – KMB; 6. parka – Romwe; 7. szal – Faliero Sarti; 8. skórzany pasek – BCBG.
Foto: hemnet