Moda, Rozmaitości

5 Favourite Blogs #2

05/07/2012

Co pomaga na brak weny? Czas, coś słodkiego, nic – do takich wniosków doszłam z moimi koleżankami –  blogerkami podczas niedzielnego użalania się nad brakiem inspiracji do napisania nowego postu. Przyznam się Wam, Drodzy Czytelnicy, że najchętniej pisałabym codziennie; codziennie nowy post, nowa inspiracja, nowe zdjęcia, ciekawe wieści ze świata mody, sztuki i wzornictwa. Powstałby pewnie wtedy blog marzenie, ale…to wcale nie jest takie proste. Napisanie dobrego tekstu, już z szacunku dla czytelnika, wymaga skupienia, czasu i – tej ostatniej – weny. Czasem pomysł wpada od razu do głowy i posty pojawiają się częściej. Czasem NIC nie jest w stanie mnie zainspirować. To co najlepiej ładuje moje blogowe „baterie” to przeglądanie innych blogów, dlatego dziś, na rozgrzewkę, po dłuższej przerwie 5 zagranicznych, inspirujących stron, które regularnie przeglądam od kilku tygodni. To nie tylko modowe inspiracje, ale blogi, które pozytywnie nastrajają mnie za każdym razem, kiedy je odwiedzam.

Uwaga, będzie kolorowo! Miłego czytania!

DesignLoveFest

Mój absolutny numer jeden od kilku miesięcy. Gdybym mogła chętnie zamieniłabym się na blogi z Bri Emery. Link na górze od razu przekieruje Was na jej stylizacje (ach, te zdjęcia!), ale polecam też przejrzenie jej niesamowitych wpisów dotyczących codziennych inspiracji, wnętrz, wzornictwa i jedzenia. Poza tym…autorka jest na tyle rezolutną osobą, że prowadzi warsztaty photoshopa dla Blogerów (nie tylko w Stanach, również w Londynie, Paryżu i Berlinie). Blogshop jest moim marzeniem, jeśli wiecie cokolwiek o takich kursach w Polsce – dajcie znać! Sama obróbka zdjęć mi nie wystarcza, niestety:(

weareyouneak

Philipp i Sevda. Sevda i Philipp. To blogerska para z Hamburga. Nie znam zbyt wiele niemieckich blogów, które zatrzymały mnie na dłużej, ale ta dwójka działa na mnie elektryzująco. Oprócz szafiarskich postów Sevdy znajdziecie tam również modę uliczną, relacje z pokazów (np. Berlin FW), sesje przygotowywane przez autorów. Fotografia na najwyższym poziomie. Bardzo przyjemna strona.

The Red Dot

Alessia – biolog molekularny do 16-ej, po 16-ej kreatywna blogerka. Ta 100% Włoszka mieszkająca w Belgii prowadzi bloga z modowymi inspiracjami i okrasza je swoimi rysunkami. Znajdziecie tam mnóstwo zdjęć z modą uliczną, pokazami i…jedzeniem:) Warto zajrzeć.

Eleonore Bridge

Jeśli myślę o prawdziwej Francuzce widzę Alix i…Eleonore. Sympatyczny rudzielec z dziewczęcym stylem godnym każdej mieszkanki Paryża. To, co zachwyca najbardziej na jej blogu to wspaniałe zdjęcia, a znający język francuski na pewno zasmakują też w jej tekstach. Polecam Wam w szczególności dział Voyages i wizytę na Bali, we Włoszech i Polinezji. Pięknie!

Dulce Delight

Ten blog przyprawia mnie o absolutne palpitacje serca i o ciężki ślinotok:) Pal licho przepisy dla każdego (nawet największego abnegata kulinarnego), pal licho cudowne zdjęcia i ciekawe teksty. Autorka tego bloga – Raiza – jest po prostu niesamowita. Tak zabawnej, pozytywnie zakręconej i utalentowanej dziewczyny nie widziałam już dawno. Dodatkowy plus dla tego bloga: filmiki z przepisami.

Wnętrza

50m2

04/26/2012
Tak nieustawnych 50m2 nie widziałam już dawno. Jest jednak coś w tym mieszkaniu, co pozwala zapomnieć o pewnych niedogodnościach architektonicznych. Przyjrzyjmy się najpierw rozkładowi całego pomieszczenia. Od razu zauważycie, że tylko jedna ściana jest tam idealnie prosta, pozostałe krzywią się i łamią w najmniej spodziewanym momencie, wyginają w pocięty łuk. Balkon, usytuowany dość niefortunnie (przy wejściu), pozornie tylko traci na znaczeniu. Jego naturalnym przedłużeniem staje się rząd przestronnych okien z zaaranżowanym miejscem na odpoczynek. Kuchnię i salon rozdziela centralnie usytuowana łazienka. Salon wieńczy prostokątna przestrzeń na garderobę i łóżko ulokowane na antresoli. Trochę klaustrofobiczne, trochę ciemne, ale czy można było zaaranżować je w innym miejscu? Być może. Obecne rozwiązanie jest chyba najlepsze. 

Muszę przyznać, że największe wrażenie zrobiła na mnie kanapa, jakby specjalnie stworzona dla tego udziwnionego salonu. Z łóżka umieszczonego na antresoli wygląda imponująco. Biała podłoga dodatkowo wzmacnia jej rolę w tym pomieszczeniu. Nawet orientalne dywaniki, poduszki w sosny i globus na stoliku nie przykuły mojej uwagi tak jak to ogromne, ciężkie siedzisko. Spodobała mi się też niewielka garderoba w wydzielonej części pod antresolą, wieszak w kształcie drzewa i balkon, a właściwie stoliczek z dwoma kubkami i słodkimi bułeczkami. To mieszkanie to dowód na to, że w najbardziej ekstremalnych warunkach (w tym wypadku ekstremalne są dość pokrętnie postawione ściany) można urządzić miłe, funkcjonalne i przytulne wnętrze. Jak Wam się podoba? 

I na koniec przyjemny balkonik z widokiem na…trudno powiedzieć, ale to chyba kościół(???).
Foto: Alvhem
Moda

Birkenstock

04/24/2012
Zanim pojawią się posty związane z łódzkim Tygodniem Mody, możecie mi Drodzy Czytelnicy doradzić w pewnej palącej kwestii. Weekend majowy (przynajmniej w Warszawie) zapowiada się ciepły i słoneczny. Od dłuższego czasu myślę o prostych sandałach przypominających te, które ma w swojej ofercie firmy ortopedyczne. Niejednego przebiegnie dreszcz na myśl o topornych klapkach, czy chodakach a la Holenderka, ale sandały Birkenstock są inne, a moje stopy specyficzne. Myśląc o minusach: zbyt duże podobieństwo do innej, niemieckiej marki (której nazwa zaczyna się na literkę S), za mało prostych fasonów (bez typowych dla japonek elementów między palcami) i za dużo klapek (cały czas mam wrażenie, że mi spadną). W celu zweryfikowania powyższych udałam się do jednego z warszawskich sklepów celem przymierzenia wymarzonej pary. W ciągu 15 minut próbowania, uciskania, gniecenia i głaskania muszę powiedzieć, że spodobały mi się. Skóra jest miękka, ale elastyczna; fason zgrabny, klapek chyba nieźle trzyma się stopy. Ponoć służą długo, a odpowiednio eksploatowane (nienoszone?:) – wytrzymają nawet kilka sezonów. Birkenstock to marka z wieloletnią tradycją (powstała w 1774 roku!). Uwielbiają je siostry Olsen, Heidi Klum zaprojektowała dla Birkenstock mini-kolekcję, nosi je Drew Barrymore i Julianne Moore. W czym więc tkwi problem? Zastanawiam się czy chwilowy zachwyt jest słuszny i po kilku dniach nie okaże się, że sandały obcierają? Czy ktoś z Was miał je w swojej kolekcji, wie jak naprawdę zachowują się na stopie? No i…czy sami skusilibyście się na parę butów Birkenstock?
Moda

Chin…Chinos!

04/16/2012
Dawno, dawno temu, w odległej Galaktyce…tak powinien zaczynać się ten post, bo to o czym chcę dziś napisać od 2008 roku było na mojej liście pragnień i życzeń. Było, a ziściło się dokładnie w zeszłym tygodniu, po 4 latach. Jak to zazwyczaj bywa, gdzieś w blogosferze pojawił się trend na spodnie w kolorze piaskowym, potocznie nazywanymi chinosami (nie mylić z chipsami). Potem zobaczyłam kilka stylizacji, w tym jedną na (już nie istniejącym) Lookbook’u Harel, i tak modowe ziarno zostało zasiane. Ja po prostu musiałam je mieć. Głupia! – pomyślicie. Co roku kilka dużych sklepów przebiera w nie manekiny, kuszą cenami i kolorami. Przymierzałam je wszystkie i żadna para nie pasowała. Cóż – myślałam – to nie fason dla mnie; biodra nie takie jak trzeba, uda za chude, łydki za grube. Wzdychałam do zdjęć Anji Rubik z katalogu H&M i skrycie marzyłam o idealnych chinosach. I tak to zazwyczaj jest, Drodzy Czytelnicy, że kiedy nie ma już żadnej nadziei pojawia się na Waszej drodze sklep Zara. Pojawił się też na mojej. Wyszłam z dwoma parami, bo jeszcze wszystkie wykupią, będę żałować. Poniżej moja szanowna osoba w tych wymarzonych, wyproszonych (trochę też, bo rozmiar musiała szukać mi miła pani ekspedientka) chinosach. I co z tego, że trochę wiszą, a ja mam minę nie tęgą. Wierzcie mi – noszą się świetnie!

…i jeszcze coś dla fanów Michaela Jacksona (no, powiedzmy:))
Spodnie i skórzana kurtka – Zara; koszula – Promod; torbaDavid Jones
buty – Everest.

foto: Mikołaj