Moda

Ikona stylu: Daphne Guinness

09/19/2011
Jako jedyna zgrabnie poruszała się w butach Armadilo sygnowanych nazwiskiem Alexandra McQueena, w najbardziej komentowanym modelu, na niebotycznym 32 cm obcasie, przypominającym swoją formą szczypce kraba. Podczas gali MET w Nowym Yorku ubrała się w witrynie luksusowego domu handlowego Barneys, jakby robiła to codziennie na oczach setek przechodniów, a na Art Basel w Miami wskoczyła do basenu w wiekowej, diamentowej kolii. Daphne Guinness, oprócz bycia spadkobierczynią piwnej fortuny, jest przede wszystkim stylistką, artystką, kolekcjonerką i mecenasem sztuk. Chociaż może powinnam nazwać ją ekscentryczną haute – couture victim? Moda jest jej prawdziwą pasją.

Czytaj więcej…

Rozmaitości, Sztuka

Lekcja plastyki: Stellar by Ignacio Torres

09/18/2011

Pył kosmiczny z konfetti i kurzu – tak powstały oryginalne gif’y z serii „Stellar” młodego, meksykańskiego fotografa Ignacio Torresa. Projekt narodził się z idei, która zakłada, że ludzie powstali z elementów umierających gwiazd. Postaci zatrzymane w kadrze mają przywoływać to kosmiczne połączenie. Jakkolwiek by tego nie nazwać projekt sam w sobie jest bardzo interesujący. Ruszające się obrazy intrygują mnie, być może dlatego, że sama nie potrafiłabym ich zrobić. Te najlepsze, które odkryłam dotychczas pochodzą z bloga From Me to You, ale chyba znalazły swojego godnego następcę w postaci prac Torresa. A jak Wam podobają się te osobliwe zdjęcia?

Oficjalna strona artysty: IgnacioTorres

Foto: Ignacio Torres via BumBumBum

Moda

WishList#10: Perfect Knitwear

09/17/2011
Zainspirowana postem Harel o oryginalnych swetrach Bereniki Czarnoty zaczęłam snuć wizję swojej idealnej jesienno – zimowej szafy, wypełnionej po brzegi miękkimi opatulaczami z grubej wełny, miękkiej bawełny, lub delikatnego i lekkiego moheru. Swetry kocham, bo są szalenie ciepłe, wygodne i potrafią być (mimo wszystko) modne. Nie wiem czemu moja miłość do tej właśnie części garderoby jest obiektem żartów ze strony mojego chłopaka. Mimo wielokrotnych starań i podsuwania zdjęć blogerek/jego ulubionych aktorek w przepastnych swetrach nie udało mi się osiągnąć zamierzonego celu. Ostatnio kupione skarby po prostu upycham po kątach licząc na rychłą zmianę ich nie najlepszej sytuacji. Moje ulubieńce są duże, wykonane z bardzo grubej i miękkiej wełny, idealnie gładkie, bądź z zdecydowanie kontrastującym plecionym warkoczem (im ich więcej tym lepiej), ślaczkom też nie mówię „nie”. Tej jesieni stawiam na kolory podstawowe: czerń, szary, biel, krem. Może gdzieś zagości brąz lub grafit. Skrycie marzę też o wielkim różowym swetrzysku, które można byłoby spiąć paskiem w pasie, ale dotychczas znane mi lumpeksy odmawiają współpracy. Pozostaje mi tylko być cierpliwą i szukać tego jedynego i wymarzonego:)
Dziewczyny, a jaki jest Wasz stosunek do swetrów? Lubicie je nosić, czy raczej są dla Was smutną, zimową koniecznością? Gdzie najczęściej je kupujecie, może jakieś ciekawe adresy, których nie znam?

Foto: La Garconne / BrownsFashion / MatchesFashion / Modekungen / TopShop 

p.s. Użytkownicy Bloggera: zauważyliście, że klikając w obrazek wyświetla się Wam on w nowym oknie i możecie przeglądać wszystkie zdjęcia z posta jednocześnie jako slajdy? Nowości, jak zwykle docierają do mnie ostatnie:) 
Udanego weekendu!

Wnętrza

Isle of Coll

09/16/2011
John Ruskin, jeden z ojców współczesnej teorii konserwacji zabytków, w połowie XIX wieku nawoływał do pozostawienia ruin w stanie częściowego upadku: nic bowiem – jak twierdził – nie oddaje charakteru starej budowli jak ślady pozostawione przez czas. Idee przypisujące rumowiskom cechy szlachetne i wzniosłe przypominają niektóre obrazy Caspara Friedricha, nieco wcześniejsze niż teoretyzowanie Anglika. Na jednej ze szkockich wysp – Isle of Coll – marzenia Ruskina i wizje Friedricha zdają się być zrealizowane w 100 procentach. White House wybudowano ok roku 1700 dla zarządcy ziem należących do rodziny Maclean. Był to jeden z najpiękniejszych domów w okolicy, niefortunnie jednak wybudowany na piaszczystym, niepewnym gruncie. Sto lat później budynek opustoszał a na elewacji zaczęły pojawiać się pierwsze pęknięcia. Zapomniany i opuszczony niszczał smagany przez zimne wiatry ścierające się nad skalistym wybrzeżem. Ponad 150 lat musiał czekać na nadejście lepszych czasów. Potomkowie budowniczych tego wapiennego domu, zmęczeni życiem w Londynie postanowili wrócić w rodzinne strony razem z trójką dzieci. Alex i Seonaid Maclean początkowo zamieszkali w XIX kamienicy rodziców, ale ścisk, przygnębiające wnętrze i brak widoku na ocean spowodowało, że szybko przypomnieli sobie o zapomnianej, stojącej na odludziu rezydencji zarządcy. Ponieważ główna struktura została właściwie nienaruszona Alex i Seonaid zdecydowali się na połączenie ruiny z dobudowanym, nowoczesnym domem rodzinnym. Miał być od przede wszystkim funkcjonalny, jasny i przestronny. Oryginalne wejście odrestaurowano, połączono z długim, szklanym korytarzem i nową kamienno – drewnianą konstrukcją, gdzie ulokowano m.in. 5 sypialni, salon z piecem, otwartą kuchnię i jadalnię. To właśnie ta ostatnia stanowi najważniejszy punkt odnowionego domu – z zapierającym dech w piersiach widokiem na ocean i  bezkresne pustkowie. Zakładam, że nie jednej z nas wpadła by do głowy powieść Emily Bronte, gdzie bohaterowie uciekali na wichrowe wzgórza, równie opustoszałe i zimne. Jak Wam się podoba takie rozwiązanie? Skusiłybyście się na zamieszkanie na takim pustkowiu?

Foto: Andrew Lee via e-architect