Za każdym razem, kiedy zbliża się początek nowego sezonu z rozrzewnieniem patrzę na swoje wcześniejsze posty, zaglądam do notatnika, gdzie zapisuję ubrania, które powinnam mieć w swojej szafie i nosić je najczęściej jak tylko się da. Z rozrzewnieniem, bo niestety najczęściej z górnolotnych planów pozostają tylko miłe wspomnienia i przyjemne dla oka zdjęcia mody ulicznej zapisane na tablicy w Pintereście. W dzisiejszym poście pokażę Wam 5 ubrań, których nie miałam okazji założyć tego lata (chociaż może jeszcze się uda, kto wie?). Powodów było kilka: braki w szafie, braki w portfelu, braki w sklepach, ale przede wszystkim moje totalne zapominalstwo i…przyzwyczajenie do tego co znoszone, lubiane, powyciągane. Gdybym postarała się bardziej lista mogłaby być o wiele dłuższa, ale zależało mi na pokazaniu Wam tylko kilku najważniejszych elementów garderoby, które poległy zapomniane na dnie szafy albo nie pojawiły się w niej wcale.
| SZORTY |
Zdecydowanie największy przegrany tegorocznych wakacji. Nie chciałabym napisać, że to z racji wieku, czy niedoskonałości figury (nawet jeśli, to kto by się tym przejmował, kiedy za oknem piekarnik), bo nie byłoby to zgodne z prawdą. Szorty kupiłam jeszcze w marcu, kiedy o ciepłym lecie mogłam sobie tylko pomarzyć. Lekkie, bawełniane, o idealnej długości, nie pokazujące za dużo, ale też nie przypominające barchanowych gatek. Ot, zwykłe szorty jakich wiele. Wyszłam w nich raz – na spacer z psem – i czułam się goła. Może to dlatego, że idealnie dopasowały się do figury, nie były wystarczająco szerokie, tak jak moje ulubione ostatnio bermudy. Te ostatnie sprawdziły się podczas najgorszych upałów. Przewiewne i wygodne. Obawiam się, że zdetronizowały szorty na kilka sezonów.
| BIAŁE SPODNIE |
Jeszcze jest szansa, że je założę. Może przypomną mi się któregoś dnia. Chociaż znając moje szczęście będzie wtedy za zimno, żeby w ogóle o nich myśleć. Idealną parę znalazłam tej wiosny w Benettonie. Kosztowały grosze, więc nie udało mi się opanować. Przymierzałam je kilka razy, wracałam do sklepu, debatowałam ze sprzedawczynią, powtarzałam sobie, że przecież i tak ich nie założę. No i masz Ci los – wykrakałam. Są dokładnie takie jak te, które ma na sobie Emmanuelle Alt, krótsza nogawka (nie trzeba podwijać), dopasowane. Mam poczucie dobrze wydanych kilku groszy, a mimo wszystko nie założyłam ich ani razu.
| BIAŁA SUKIENKA |
Jeśli jest coś w modzie, co mnie prześladuje to biała sukienka zajęłaby na mojej liście wysoką pozycję. Na pierwszym miejscu zapewne znalazłaby się mała czarna, ale tę już szczęśliwie mam i nie spędza mi snu z powiek. Mała biała natomiast jest czymś absolutnie nie do zdobycia. Poszukiwania tej idealnej zaczęłam już bardzo dawno temu i cały czas trafiam na jakieś fikuśne ozdoby, zupełnie niepotrzebne elementy, które z całkiem ładnej sukienki „robią” coś zbliżonego do największego koszmaru projektanta…i kupującego. Najprostszym sposobem byłoby uszycie czegoś wymarzonego. Tylko jak zwykle: „łatwiej powiedzieć, niż zrobić”.
| SPÓDNICA Z CEKINAMI |
Te z Was, które śledzą moje konto na Facebooku zapewne nie raz widziały cekiny wśród porannych zdjęć. Jako typowa sroka, nie przejdę obojętnie koło błyskotek (i kto by pomyślał, że prawie w ogóle nie noszę biżuterii). Kiedyś nie przepadałam za złotem, srebro gościło w mojej niewielkiej kolekcji równie rzadko. Od czasu do czasu mam jednak ochotę kupić sobie bransoletkę, pierścionek, ale ostatecznie zawsze wybieram coś innego albo nic. Z ubraniami jest trochę inaczej. Przyjemnie błyszcząca spódnica może zastąpić niejeden pierścionek z szafirowym oczkiem, niejeden naszyjnik mieniący się tysiącem barw. Perfekcyjnie prezentuje się z białą koszulą, zadziornie z t-shirtem i skórzaną kurtką. Można nosić ją latem i zimą. Tylko najpierw trzeba ją znaleźć.
| KAPELUSZ |
Letnia fanaberia. Tyle mogę powiedzieć o kapeluszach. Podobają mi się jesienne fedory i duże ronda, idealne na lato. Kapelusz to jednak element stylu, który nie pasuje do wszystkich i do wszystkiego, jak to się powszechnie uważa. Znalezienie tego jedynego to nie lada wyzwanie, szczególnie dla takiego laika jak ja. W kwestiach dodatków zatrzymałam się na torebkach i butach, do których mam ogromną słabość, kapelusze, apaszki, paski i rękawiczki to jakieś odległe galaktyki. Z drugiej strony jednak: piękny kapelusz jest w stanie zaintrygować mnie na dłużej. Przed wakacjami przymierzałam kilka przyjemnych modeli. I mimo ogromnych chęci, nie znalazłam tego wymarzonego.
AWy, czego nie nosiłyście tego lata?
17 komentarzy
ja zawsze nakupuję sobie butów, a potem ich nie noszę :/ kupiłam sobie na lato BOSKIE sandały i… ani razu ich nie ubrałam. dokładnie te: eobuwie.com.pl/product-pol-56091-Sandaly-R-POLANSKI-0678.html – są wygodne, nie za wysokie i śliczne, więc w czym problem? ano, w lenistwie, łatwiej latać w trampkach :/
Mam podobnie. Buty to moja autentyczna choroba i miłość w jednym. Uwielbiam buty i mogłabym kupować je non stop, na szczęście portfel mi na to do końca nie pozwala. Uff.
popularny nałóg u kobiet, tak mi się wydaje 😀 wiosną sobie z kolei kupiłam botki… że niby z myślą o jesieni, ehe 😛 no ale zobacz tę wysokość, mówi sama za siebie: eobuwie.com.pl/product-pol-52576-Botki-GINO-ROSSI-DB629L-TWO-CWCW-9900-0-Czarny.html – tylko powstrzymać się nie umiem. stracona dla nałogu.
Świetny pomysł na post:) Ja nie nosiłam: 1. szortów (bo zawsze za duży cellulit, za dużo kilogramów, za mało opalenizny… No przegrały z męskimi bermudami :)) 2. sukienek oversize (kupiłam Lous, ale czeka na swoją premierę… Ja chyba chyba po prostu nie wyglądam dobrze w takich fasonach…). 3. Szpilek, butów na obcasie lub koturnach. Czas zrozumieć, że lato plus obcasy… to się nie uda. Królowały sandały na płaskim obcasie.
🙂
Też kupiłam Lous…ale jeszcze jej nie odebrałam. Cała ja 😉
Świetny blog, bardzo inspirujący.
http://www.kashmirinspirations.blogspot.com
Nie nosiłam spódnic, długich spodni – ale to z racji mojego upału – ugotowałabym się.
Nie nosiłam tez sukienek – ops przepraszam raz jedyny założyłam sukienkę na urodziny siostrzeńca mego męża. Nie wiem po co ja kupuje tyle spódnic, tyle sukienek, łażę i kopię w ciucholandach, łażę godzinami po przecenach i tak jak Ty obiecuje sobie – w tym roku muszę zalozyc. Kupiłam super spódnice z szerokim paskiem, długa do ziemi w modnym brzoskwiniowym kolorze z cudownego lejaco-przewiewnego materiału i co? i wisi w szafie ani razu nie założona…Nic z tego, co roku przybywają mi 1-2 spódnice i tak wisza. Normalnie jakby popatrzeć, to moje szafa pęka w szwach, maz sie nie mieści ze swoimi ciuchami przeze mnie w ogóle…. a ja nosze w sumie 2 pary krótkich spodni (bermudy + takie spodenki do kolan) i do tego topy *raptem kilka. Wlasciwie to jak tak popatrzę to moja letnia szafa co roku zawiera około 10 rzeczy, wliczając w te listę bikini 2 częściowe…
Szczerze to więcej zakładam i częściej zima.
A co do bermudów to tez mam takie zdanie jak Ty – wyparły moje obcisłe szorty dawno.
Aga czy Ty tez masz takie uczucie ze jak stoisz przed szafa i widzisz nowe rzeczy które kupiłaś sobie to szkoda Ci ich zakładać na co dzień?? Ja to mam, to chyba wpoiła mi mama, mówiąc, że powinnam ładne rzeczy nosić na „wyjście”, a stare i jakieś mało ładne „koło domu”, żeby tych „nowych i ładnych” nie zniszczyć! Pokutuje to za mną. Pokupowałam sobie topy na wyprzedażach i..leżą w szafie…:((((((
Tak, mam tak samo co Ty. Stoję przed szafą (z ubraniami czy z butami, mało istotne) i nie zakładam czegoś, bo mi po prostu szkoda. I również „winię” za to moją mamę. Co do wyprzedaży to staram się je omijać, jeśli już to kupuję buty (no właśnie, a potem w ich nie chodzę), albo koszule, bo tych ostatnich nigdy dosyć. Moja szafa pęka w szwach, a ja i tak narzekam, że nie mam i nie wiem co na siebie włożyć.
Fajny post:) Ja nie nosilam tego lata moich ukochanych sukienek z COS-a, ktore mam od jakis 2-3 lat, a to dlatego ze czesc lata bylam w ciazy, a teraz jako swezo upieczona mama, hmmm, mam wieksze gabaryty w czesci oddechowej;) I po prostu w sukienki dolem sie mieszcze, a w gorze juz nie;). Tak ze musze czekac -z utesknieniem! -do nastepnego lata. A poza tym prawie nie nosilam szortow, w sumie nie wiem czemu, bo spokojnie sie w stare mieszcze-teraz to nadrabiam, mam wlasnie jedne na sobie. Pozdrawaim I gratuluje bloga-nalezy do moich ulubionych:) domi.
Cześć Domi, bardzo dziękuję za miłe słowa i…gratuluje bobaska 🙂 Natomiast co do sukienek z COS-a to właśnie sobie przypomniałam, że też nie nosiłam, a mam ich kilka w szafie. Może się jeszcze nadarzy okazja? 😉
Biała sukienka – była, szorty – były! Kapelusz podkradam Mamie 😉 Chyba nie mam takiej rzeczy, którą sobie „obiecałam” – zwykle jest tak jesienią, ale cały czas mówię, że na daną rzecz jest jeszcze za ciepło…a nagle robi sie za zimno! I jak tu dogodzić kobiecie?:D
Ciężko dogodzić kobiecie, zgadzam się. Ja już chodzę w jesiennych ubraniach, nie czekam na „zimniej”, bo potem już wkładam stricte zimowe ubrania. Lubię zimę, ale nie cierpię marznąć, więc przy 20 stopniach biegam już w skórze, rajtkach itp.
A ja szukam wciąż idealnego, letniego kapelusza, bo jesienny mam… Nie znajduję, więc tego lata nie założę go już zapewne. Cała moja szafa pełna letnich ubrań, a ja z racji zawodu noszę uniform i nie mam czasu się stroić…
Ten komentarz został usunięty przez autora.
oo ciekawy post ; ) ja w przeciwieństwie do Ciebie mam chyba 4 kapelusze w tym jedne idealny na lato !
http://majlena-fashion.blogspot.com/
Zazdroszczę, ja szukam tego wymarzonego i nic 🙁
Mam bardzo dużo spódnic w ciekawe printy, których wogóle nie nosiłam. Wygrały wygodne szorty 😉