To już dwudziesta piąta odsłona WishListy i wracając do jej poprzednich edycji zastanawiam się jak to możliwe, że wszystkie te rzeczy cały czas na niej widnieją? Niektóre – faktycznie udało mi się dołączyć do mojej obszernej kolekcji, ale kilka kluczowych elementów nadal czeka na swój odpowiedni moment. Do nich z pewnością należą buty marki Vagabond. Należą, chociaż niezupełnie, bo jeśli zajrzeć do mojej szafki na buty okaże się, że to główna marka, która się w niej…znajduje (sic!).
Wszystko zaczyna się zazwyczaj wraz z opublikowaniem w sieci najnowszej kampanii marki. Czasem – nie przewidując zagrożenia – zaglądam do jej salonu w warszawskich Złotych Tarasach, kiedy nowa kolekcja to co najwyżej dwa modele na krzyż. Kiedy indziej pojedynczy bucik wpadnie mi w oko podczas przeglądania Pinteresta, inną z nowości przyuważę na którymś z blogów ze Skandynawii. Tak mniej więcej wygląda podstawowa procedura zakochiwania się w poszczególnych butach marki Vagabond. Wraz z odkryciem obowiązującej kampanii jest już coraz gorzej. A obecny sezon jest dla mnie wyjątkowo paskudny, bo kolekcja podoba mi się w 100%. Oprócz klasyków takich jak botki Marion, baletki na koturnie Edie, czy miękkie trampki Elisie pojawiła się limitowana kolekcja skórzanych butów sportowych Kasai i sandałów na potężnej koturnie – Aurora. Te ostatnie można kochać i nienawidzić jednocześnie. O ile na sklepowej półce sprawiają wrażenie zmutowanych sandałów Pani Woźnej z podstawówki, o tyle na nodze zmieniają się nie do poznania. Vagabond przenosi nas w lata ’90: wysoki stan, kratka, poszarpane dżinsy i sukienki w kwiatki idealnie sprawdzą się w połączeniu z mocnymi i zadziornymi butami. Aurora występuje w kilku wersjach, bardziej i mniej skomplikowanych. Niektóre nie różnią się niczym od typowych sieciówkowych sandałów na grubej podeszwie, inne to konkretne i charakterne buty dla odważnych i pewnych siebie.
Jak Wam się podoba nowa kolekcja marki? Znajdujecie w niej coś dla siebie?