Moda

Oh hello April!

04/02/2013

Czy tylko mi się wydaje, że ten czas leci jak oszalały? Jeszcze niedawno był luty, długi marzec skończył się dla mnie jeszcze szybciej, a już mamy początek kwietnia! Do tego wszystkiego dochodzi nieobecność długo wyczekiwanej wiosny i totalna niechęć do robienia czegokolwiek.

Czytaj więcej…

Moda

WishList #20: Sperry Top-Sider

03/30/2013
Co łączy Blair z bloga Atlantic – Pacific i Taylor Tomasi, znaną ze stron z modą uliczną, redaktorkę Marie Clair? Łatwa odpowiedź: buty! Dzisiejsza historia zaczęła się dwa lata temu, kiedy ta pierwsza opublikowała kilka postów z białymi mokasynami przeciągniętymi brązową skórzaną nitką. Niby nic specjalnego, ale to właśnie TE buty idealnie dopełniały stylizacje. Taylor natomiast możecie podziwiać na zdjęciu powyżej. Najpierw zwróciłam uwagę na ubranie (wow!): fantastyczną spódnicę, biały, prosty sweter, dodatki i…znowu TE buty, tym razem w kolorze zielonym, imitujące wężową skórę. Mokasyny, które do tej pory nosiłam, kupowałam w mniej lub bardziej znanych sieciówkach. Okres ich przydatności kończył się wraz z ostatnimi ciepłymi dniami, a teraz przypomniałam sobie o nich znowu. A właściwie o tym, że warto zainwestować w nową, kolorową parę, która wytrzyma trochę dłużej niż jeden sezon.
Wracając do bohaterów dzisiejszego wpisu: buty Blair i Taylor to najbardziej klasyczne z klasycznych modeli Sperry Top – Sider – butów przeznaczonych głównie dla miłośników żeglarstwa i stylu przyportowego. Ich historia zaczęła się od Prince’a (nie, nie tego od przeboju „Kiss”), psa Paula Sppery. Okazało się, że łapy pupila i ich niezwykła zdolność utrzymywania psa w pozycji pionowej na śliskiej nawierzchni, mogą być inspiracją dla…lekko wyżłobionej podeszwy buta. Sppery opatentował swój pomysł a w 1935 roku wcielił go w życie produkując pierwszą parę Sppery Top – Sider. Mokasyny występują w kilkudziesięciu wersjach kolorystycznych, od najprostszych po najdziwniejsze, nierzadko dość zaskakujących. Poniżej kilka moich typów – jak Wam się podobają? Nosicie mokasyny a może uważacie, że to zdecydowanie męski dodatek?
Foto: Sperry Top – Sider & Pinterest
Wnętrza

10 w skali Beauforta

03/27/2013

Zawsze chciałam mieszkać na statku albo na barce zacumowanej w którymś z kanałów w Amsterdamie. Ci, którzy chociaż raz skorzystali z gościnności drewnianej (lub stalowej) łajby wiedzą, że jest to gościnność niezwykła. Niesamowite jest już to, że statek utrzymuje się na wodzie, pozwala na bycie blisko natury tu i teraz, a przede wszystkim idealnie ulula do snu po ciężkim dniu.

Bohaterami dzisiejszej historii jest SophieThé, Niki Baillie-Jackson i ich drewniana łódź – Gwenn a Du. Sophie jest Francuzką i dekoratorką wnętrz (czyż to nie idealne połączenie?), jedną z najbardziej znanych w Australii. Urządzała mieszkania na całym świecie, chociaż jej kariera zaczęła się od pracy na luksusowych jachtach. Kiedy po długim pobycie w Laosie i Chinach jej partner Niki wrócił do Australii, zdecydowali się na kupno niewielkiego jachtu, na którym mogliby spędzać weekendy z daleka od zgiełku wielkiego miasta. I wtedy właśnie w sieci ktoś opublikował ogłoszenie o sprzedaży Gwenn. Jacht okazał się idealnym zakupem, mimo tego, że wymaga od właścicieli specyficznego i cierpliwego podejścia. Przede wszystkim, jest to łódź unikatowa w swoim rodzaju, bo zbudowana całkowicie z nowozelandzkiego drewna kauri. Od początku nie było wiadomo jak ją obsługiwać (nie zachowały się zapiski o jej użytkowaniu), a właściciele musieli uczyć się jej krok po kroku. Ponadto drewno wymaga ciągłej renowacji, aby spełniało swoją funkcję jak najdłużej (od mycia pokładu, poprzez posypywanie go solą w czasie deszczu, do wietrzenia pokładu, kiedy jest gorąco). Jednak, jak przyznają zgodnie Sophie i Niki, większość z tych prac to sama przyjemność.

Gwenn a Du (co po francusku oznacza flagę Bretanii) jest przede wszystkim jachtem samowystarczalnym. Panele słoneczne usytuowane na pokładzie zapewniają mieszkańcom elektryczność wykorzystywaną dla światła, dla niewielkiej lodówki, komputera i zestawu audio. Jednymi słowy mają tam wszystko, co potrzebne do tego, aby nie myśleć o niewielkim mieszkaniu, które zostawili w mieście.
Wnętrze Gwenn nie jest już właściwie niczym niezwykłym, ale idealnie oddaje nadmorski klimat. Pod pokładem nie mogło zabraknąć fragmentu rafy koralowej, statku w butelce i obrazka z jachtem w czasie sztormu. Miejsce znalazły też książki o tematyce marinistycznej, poduchy z motywem busoli. Taka prostota zamknięta w drewnianej formie o wiele bardziej podoba mi się, niż typowe skandynawkie mieszkania w bieli, które lubię, ale musicie przyznać, że często brakuje im…duszy. Kto wie, może tak właśnie działa magia dalekich podróży albo wyprawy w nieznane bez obecności suchego lądu?!:)
Foto – Sean Fennessy, stylizacja – Sophie Thé, produkcja – Lucy Feagins / The Design Files.
Dobre bo polskie, Moda

Zofia Chylak

03/21/2013

O Zofii Chylak, tak jak o wielu innych projektantach, jak zwykle dowidziałam się podczas buszowania w internecie. Mój standardowy proces poznawczy wygląda mniej więcej tak: wchodzę na Pinteresta, przeglądam setki podobnych do siebie zdjęć i nagle trafiam na to jedno, o którym od razu chcę wiedzieć wszystko. Przyznaję, przeżyłam niemały szok kiedy okazało się, że prosta, długa sukienka z jedwabiu, na czarno – białym zdjęciu, to dzieło polskiej projektantki. Na dodatek szyjącej na miarę.
Cóż można powiedzieć o Chylak, oprócz tego, że projektuje rzeczy proste, ale w swojej prostocie niezwykłe i piękne?! Na przykład to, że ukończyła historię sztuki, a znajomość historii stroju bezpośrednio wpływa na jej projektowanie. Można powiedzieć również to, że asystowała Ani Kuczyńskiej (od tej na pewno przejęła szlachetną prostotę, jednak w odróżnieniu od Ani daleko jej do ascetycznych cięć i surowych materiałów), że w Nowym Yorku uczyła się pod okiem duetu Proenza Schouler oraz w atelier Nicolasa Caito, uznawanego za najlepszego nowojorskiego konstruktora. Aż w końcu to, że szyje na miarę, co w dobie szybkiej mody wydaje mi się totalną abstrakcją, przyjemną tradycją, oderwaniem od codziennej i sieciówkowej bylejakości.
Wśród materiałów znajdziecie głównie jedwab, żorżetę i bawełnę. Są też płaszcze z karakuł, o ile nie macie nic przeciwko sztuce kuśnierskiej. Jednymi słowy: szlachetne i pożądane materiały zamknięte w eleganckiej, klasycznej formie z dodatkiem tego czegoś, elementu, który intryguje i cieszy oko: spodnie z zaszewkami budującymi mocny kant, plisy na spódnicy (przypominające zwiewne sukienki z kolekcji takich marek jak See by Chloe’, Moschino i Alberta Feretti), niespodziewane wzorki na koszuli, baskinka, bawełniana, lekka kurtka. Ta ostatnia w szczególności kojarzy mi się z projektami Justyny Chrabelskiej. A w rezultacie z czymś co z chęcią, nie tylko znalazłabym w swojej szafie, ale przede wszystkim założyła.  

Facebook | Pinterest | Strona Projektantki.