Moda

Willow Bag

01/14/2013

To może być najbardziej pożądana torba sezonu (widziana już w rękach Kate Moss): praktyczna, wszechstronna i podwójna. Podwójna i użyteczna przez 24 godziny. Dzięki suwakom jej przednia część może nam służyć jako wygodna i spora kopertówka – idealna, jeśli nie chcemy zabierać ze sobą zbyt wielu rzeczy. Występuje w kilku wersjach kolorystycznych, gładka lub z tłoczeniami przypominającymi skórę pospolitego gada.
Te wszystkie cechy posiada w sobie Willowtorebka marki Mulberry, która zadebiutuje już tej wiosny. Podoba mi się bardzo, nie tylko dlatego, że swoim wyglądem przypomina klasyczny shopper, ale głównie ze względu na jej praktyczność. To takie banalne stworzyć podwójną torebkę, a jednak nie przypominam sobie, żeby jakikolwiek projektant zrobił to w tak oczywisty i przyjemny dla oka sposób. Ulubiona wersja? Wygrywa zdecydowanie beż i blady róż. Cena: bagatela 1500 Euro.
Foto: vogue.it/T Magazine
Moda

Poznaj blogerkę: Eleonora Carisi

01/09/2013
Mam bardzo duży sentyment to włoskiego stylu, który zdecydowanie bardziej pasuje mi niż ten pokazywany na ulicach Londynu czy Paryża. Pewniej najlepiej określiłby go film Malena albo La Dolce Vita, ale dzisiejsze Włochy to przede wszystkim idealnie skrojone marynarki, fantastyczne sukienki, niebotyczne szpilki i wygodne mokasyny, nieśmiertelne zwierzęce motywy, biżuteria i akcesoria o których naprawdę warto marzyć. Włoszki na pierwszy rzut oka są stonowane i poprawne, ale potrafią żonglować ubraniami (kolorami i fakturami) jak nikt inny (Anna dello Russo i, nie żyjąca już, Anna Piaggi to kropla w morzu świetnie ubranych i odważnych kobiet z południa Europy).
Z Eleonorą Carisi jest nieco inaczej. Trudniej, chciałoby się powiedzieć. Jej styl to wypadkowa kilku trendów połączonych w jeden, dość osobliwy twór. Patrzę na jedną z jej stylizacji (czerwony kostium, spódnica z baskinką, krótka marynarka i koszula w gigantyczne kwiaty) i myślę, że w końcu znalazłam blogerkę, która nie kopiuje koleżanek po fachu, ale tworzy własny, unikatowy styl, taki „a la Carisi”.  Po czym patrzę na inne zdjęcia, których pełno dziś na blogach z modą uliczną i jej stylizacje mnie odpychają. Czasem wygląda to niczym dramatyczna próba stworzenia czegoś nowego i świeżego, innym razem jak totalny misz-masz bez ładu i składu, a czasem jak coś co chciało by się naśladować tu i teraz, natychmiast. Skąd taki rozrzut? 


Eleonora pojawiła się w 2006 roku jako właścicielka butiku o wdzięcznej nazwie You You. W swoim rodzinnym mieście – Turynie – sprzedawała  ubrania wschodzących gwiazd włoskiej mody (m.in. projekty marki Co|Te, o których pisałam dwa lata temu). W między czasie została też stylistką,  modelką (brała udział w kampanii Jimmy Choo 24:7 Stylemakers, Just Cavalli „I lock your love” i zegarków Moschino), należy do „ekskluzywnego” grona It Girls magazynu Grazia, a od dwóch lat prowadzi jednego z najbardziej znanych włoskich blogów – Jou Jou Villeroy, którego nazwa nawiązuje do znanej artystki cyrkowej. 

To właśnie cyrkowe inspiracje widać najbardziej u tej włoskiej blogerki o fioletowych włosach. Nie każdemu przypadną do gustu, ale na pewno większość obejrzałby się za nią na ulicy. Eleonora lubi  wzory, kocha sukienki, obszerne płaszcze i kopertówki. Prowokuje prześwitami (uwaga, gołe ciało na zdjęciu poniżej!), szokującym retro stylem, udziwnieniami, połączeniami kolorów, które na pierwszy rzut oka nie powinny się udać. A jednak – wyglądają całkiem ciekawie. Osobiście najbardziej lubię stonowaną wersję Carisi, gdzie widać charakterystyczne elementy włoskiego stylu – lekkie nawiązanie do lat ’60. Panterka, czerwień i kwiaty (na sukience od D&G) są dla niej po prostu stworzone.  




I na koniec mały bonus. Za każdym razem, kiedy szukam informacji o kimś, kto mógłby mnie zainspirować, zaczynam od przejrzenia kanałów You Tube. To jak ktoś mówi, gestykuluje, w jaki sposób się porusza jest o niebo ciekawsze od sztampowych zdjęć ze stron ze stylem ulicznym. Carisi uwielbia mówić o swoich butach i widać w tym autentyczną pasję. To taka typowa Włoszka, obsesyjnie zapatrzona w swoją parę szpilek. Zobaczcie koniecznie. 

Foto: klik

Wnętrza

Blue jeans

01/04/2013

Małe wnętrze w bieli z kolorowymi dodatkami w stylu retro – tak w kilku słowach mogłabym streścić to, co za chwilę zobaczycie. Dzisiejszy post powinien zacząć się od oklepanego stwierdzenia, że białe mieszkanie wcale nie musi być zimne, a kilka zabiegów stylistycznych pozwoli na zachowanie przytulnego, sielskiego klimatu. I dokładnie tak jest, ale o tym przekonacie się sami.
Naszą dzisiejszą wycieczkę zaczynamy od długiego holu, gdzie oprócz szafy z wnęką (taką samą miały dzieci z Bullerbyn, jestem pewna), właścicielka zdecydowała się na zorganizowanie niewielkiego miejsca do pracy. Przy dużym oknie, oprócz idealne usytuowanego kącika myśli twórczej, znalazła się również przestrzeń dla pokaźnej palmy w doniczce i ściany z inspiracjami. Z holu wchodzimy do przestronnej jadalni połączonej z salonem, po lewej stronie ulokowano dobrze schowaną, niewielką łazienkę (typową dla szwedzkich mieszkań, więc dziś oszczędziłam Wam zdjęć). Kuchnia, jadalnia z salonem i sypialnia tworzą niesamowitą kombinację, wszystkie utrzymane w kolorze białym z kilkoma mocnymi kolorami: w kuchni dostrzeżecie czekoladowy blat, podświetloną witrynę, pomarańczowy pojemnik w kształcie dyni, w salonie ogromną kanapę z dżinsu i (mój ulubiony) wielobarwny dywanik. W  sypialni będzie czekało na Was ogromne łóżko (tak duże, że zajmuje prawie całe pomieszczenie) z poduszkami w stylu retro i prostymi, ale efektownymi dekoracjami nad metalowym zagłówkiem.
Bardzo spodobał mi się prosty patent oddzielenia kuchni od salonu – drewniana ścianka, wyglądająca trochę niczym klasyczna, wiejska prowizorka i zagospodarowanie wnęki w salonie. To mieszkanie jest o tyle niezwykłe, że koniecznie trzeba patrzeć na nie kompleksowo. Nic tu nie jest winą przypadku, każdy element wynika z dokładnego i przemyślanego pomysłu.

Foto: Alvhem
Moda

Spon Diogo S/S 2013

12/29/2012
Natura potrafi być zaskakująca. Wczoraj rano oczywiście zapomniałam o moich okularach przeciwsłonecznych, a w Warszawie jakby na chwilę wróciła (mroźna, ale jednak) wiosna. Za każdym razem, kiedy słońce wychodzi zza chmur, myślę o tych biednych Skandynawach, którzy zimą targają się na swoje życie z braku wystarczającej ilości promieni słonecznych. Coś w tym jest. Im cieplej i milej za oknem, tym przyjemniej robi się na sercu, a ja częściej zaglądam do sieci w poszukiwaniu wiosennych propozycji od projektantów. Wczoraj wieczorem, razem z newsletterem z strony Trendland, pojawiła się kolekcja berlińskiego duetu Spon Diogo
I cóż powiedzieć: jest fantastyczna. 
A nawet jeśli nie fantastyczna, to bardzo w moim stylu. Popatrzcie na spodnie z trzeciego zdjęcia: miękkie, szerokie, wygodne. Niby banalnie zestawione (bo z białą bluzką), ale czy latem naprawdę potrzeba czegoś więcej? Kolejny element, który bardzo pozytywnie mnie zaskoczył to materiały: połączone w zaskakującym i niebanalnym miksie, od bawełny przez len po gnieciony kresz. Wszystkie utrzymane w stonowanych barwach (bieli, kremach i beżach), z jednym charakterystycznym elementem – czarno – białą kratką przywołującą na myśl marynarki z lat ’80. 
Minusy? Brak wykończeń,, lampasy z postrzępionego materiału. Ładnie wygląda na zdjęciach, ale kto chciałby nosić poprute ubrania? 
Foto: Trendland