Wstyd się przyznać, ale kilka razy dziennie zmieniam tapetę na pulpicie mojego komputera a i tak nie wiem, która z najnowszych kampanii jest moją ulubioną. Poniżej kolejna dawka reklamowego szaleństwa. Na forum The Fashion Spot dyskusje trwają w najlepsze, każdy chce jako pierwszy dostarczyć forumowiczom skany w jakości HQ. Jako pierwsze możecie obejrzeć najnowsze zdjęcia z kampanii Valentino, o której pisałam już w pierwszej części tego posta {tutaj}. Obawiam się, że jedno-sezonowe dzieło Deborah Turbeville pozostanie w mojej modowej świadomości (i pamięci) na dłużej. Prowincjonalny klimat spalonej słońcem meksykańskiej wioski, modelki jakby snujące się w poszukiwaniu cienia między ruinami, fantastyczne ubrania z najnowszej kolekcji i coś czego w dzisiejszych kampaniach brak – subtelne, delikatne piękno. Perfekcja! Tutaj w wersji na pulpit:)
Co mogło powstać z połączenia duetu Mulberry i Tim Walker? Lekka, kolorowa i radosna kampania. A jeśli dodamy do tego szczyptę awangardowej urody Lindsey Wixon i świeżość Fridy Gustavsson, możemy być pewni idealnie słodkiej wisienki na tym modowym torcie. Niektórzy porównują poniższe stylizacje do katalogów TopShop’u, ale czy jest tu ktoś kto nie lubi tej brytyjskiej sieciówki? Kampania i ubrania zdecydowanie na plus.
I na koniec trochę kontrowersji. Lubię ubrania sygnowane nazwiskiem Isabel Marant, ale bardzo nie lubię Arizony Muse, która wygląda dla mnie ZAWSZE tak samo…no i nie potrafi chodzić. Tym razem oszczędzono Arizonie konieczności przemieszczania się, chociaż daleko jej też do „mistrzyni bezruchu”. Pierwsze zdjęcie przypomina mi moją ukochaną modelkę Lindę Evangelistę (włosy, ach te włosy!), złote lata ’90, w tle refren Freedom George’a Michaela…Natomiast drugie zdjęcie jest jakimś koszmarem grafika komputerowego i modelki jednocześnie. Poza na siedzeniu samochodu jest nudna i do bólu oklepana, Arizona uśmiecha się w identyczny, sztuczny, wymuszony sposób i te ubrania – to naprawdę są projekty Isabel Marant? Nie wierzę!