Przyzwyczaiłam się już, że polskie magazyny modowe nie potrafią zaskoczyć mnie inspirującymi sesjami. Daleko im do zagranicznych odpowiedników, na próżno szukać w nich stylizacji rodem z włoskiego Vogue’a czy tureckiego Elle. Właśnie, nawet tureckie Elle, krążące gdzieś na obrzeżach modowej orbity wypada o niebo lepiej niż polski odpowiednik. Co jest nie tak z naszymi stylistami, nie mamy wystarczającej ilości zdolnych fotografów, pięknych modelek, projektantów, których można byłoby promować na łamach modowych magazynów? Czasem mam wrażenie, że zdjęcia robią Ci sami fotografowie, w sesjach występują te same modelki (celebrytki?), a ubrania nie są już pierwszej modowej świeżości. Dlatego przyznaję: długo musiałam dochodzić do siebie po odkryciu sesji z ostatniego, grudniowego wydania magazynu Glamour z Zuzanną Stankiewicz uchwyconej w obiektywie Agaty Pospieszyńskiej:) Nie wszystkim spodobają się ekspresje modelki, ale stylizacji Anny Rudnickiej nie można odmówić charakteru i pomysłowości. Styl boho, cesarska Rosja, upadła baletnica, dawna szlachcianka – znajdziecie tam dosłownie wszystko i każda z tych interpretacji okaże się słuszna. Połączenie tiulu, futra i ciężkich dzianin nie mogło się nie udać. Świetna sesja!
„Kreatorka perfekcyjnie nieperfekcyjnych wnętrz” – tak Sarę Lavoine, z domu Poniatowski, określił amerykański New York Times i pokazał artystkę w jej niezwykłym mieszkaniu znajdującym się w centrum Paryża. Jej największą inspiracją jest francuska projektantka i architektka wnętrz Andree Putman i matka współczesnego design’u – Charlotte Perriand. Od obydwu czerpie pełnymi garściami: potężne regały na książki zatopione w czerni, mocna kolorystyka ścian przełamana bielą salonu, ogromne kanapy i wszechobecne detale: ratanowe krzesła z lat ’50-tych, żelazny abażur, zielony stół w zdominowanej czernią kuchni, ściana zapełniona polaroidowymi zdjęciami należącymi do męża Sary – francuskiego gwiazdora pop Marca Lavoine. Eklektyczne, nowoczesne i…nietuzinkowe wnętrze. Największe wrażenie robią tutaj wszechobecne detale, bibeloty, ramki ze zdjęciami najbliższych, obrazy. No i widok, na wspaniałe ogrody Tuileries. Idealne miejsce do zamieszkania.
P.S. Zdjęcia mogą wydawać się nierówne – wybaczcie, to coś w rodzaju passe-partout wykorzystanego w macierzystej publikacji.