W końcu mogę przestać narzekać na pogodę i założyć ulubione odkryte buty. Sandały – bo to one będą bohaterem dzisiejszego wpisu – mają tyleż samo zwolenników, co przeciwników. Jedni uważają je za szczyt marzeń dla stopy, powiew wolności i luzu. Inni patrzą na nie niechętnie doszukując się kiczu (ze skarpetką w tle) i braku elegancji. Osobiście nie wyobrażam sobie wysokiej temperatury za oknem i zamkniętego obuwia na stopie. Nie jest to, rzecz jasna, odosobniony i nowy pogląd. Wiedzieli już o tym prawdziwi prekursorzy wygodnych sandałów – Rzymianie w czasach antycznych nosili kilka ich rodzajów, zawsze jednak wykonane ze skóry, wiązane wokół kostki. Dzisiejsza nazwa wywodzi się zresztą od ich najprostszej formy, tzw. sandalia to nic innego jak lekkie sandałki domowe, na które składała się prosta podeszwa i rzemyki do przewiązywania na stopie.
A co nosimy dziś? Obecnie mamy chyba wszystkie możliwe rodzaje sandałów do wyboru: od płaskich, mieniących się tysiącem barw, po te wyższe lekko zabudowane i najwyższe, na niebotycznych szpilkach (pisałam o nich w tym poście). W dzisiejszym wpisie pokażę Wam kilka moich ulubionych modeli. Płaskich, kolorowych, będących miksem między sandałami i japonkami. Te ostatnie czasem potrafią dać w kość, dlatego zawsze mam w torbie zapasową parę bez udziwnień. Podstawa w mojej szafie – od lat – to białe lub złote LesTropeziennes. Zobaczyłam je kiedyś (bodaj w 2008 roku) na nieistniejącym już blogu Latającej Pyzy i od tamtej pory towarzyszą mi każdego lata. To jedne z najwygodniejszych sandałów jakie kiedykolwiek miałam. Nie zastąpią je nawet najbardziej miękkie, gumowe „hawajanasy”.
1. Les Tropeziennes | 2. Ras | 3. Best Mountain | 4. Carmen Steffens | 5. Ravel | 6. Les Tropeziennes | 7.8.9. Zara
6 komentarzy
uwielbiam sandały, najbardziej podobają mi sie te pierwsze. jednak na lato staram się wybierać sandały z zakrytymi palcami, a ze względu że w tym roku żadnych ładnych w sklepach nie znalazłam to zrobiłam je sama 🙂
Sandałki w lecie zdecydowanie królują ! W moim przypadku więcej jest tych na obcasie, chociaż przy dużych upałach i ogólnym zmęczeniu wybieram wygodę w postaci płaskiej podeszwy 🙂
Drugie mi się bardzo podobają 🙂
Lubię, chociaż z trudem znajduję coś dla siebie, bo mam wrażenie, że ciężko o naprawdę wygodny model – z miękką, dopasowującą się do kształtu stopy podeszwą. Te na szpilkach i koturnach też lubię i chyba dlatego właśnie takich modeli jest w mojej szafie więcej 😉
Les Tropeziennes to moja ulubiona marka sandalow sa naj naj naj!:)
Hej hej,
jak zwykle super sandałowy wybór 🙂
niestety 30 stopni w stolicy to dla mnie męcząca temperatura, i dlatego nie wyobrażam sobie lata bez sandałów 🙂
pomimo tego, że pracuję w biurze (ubiór biurowy) to do pracy dojeżdżam w sandałach, meliskach lub skórkowych (w biurze zmieniam).
Wysokie sandały pozostawiam na wieczorne letnie wyjścia, choć muszę przyznać, że coraz rzadziej noszę wysokie buty, jako że na gorąco dni są one zbyt ciężkie i toporne dla nogi.
Podsumowując, dzięki za post 🙂
Ale i tak dodam, że najlepsza dla stopy w upały jest trawa w moim ogrodzie:)
buziaki
magda